Boston Celtics (28-10) 102-91 Charlotte Hornets (12-22)
Kozak meczu: Al Horford 20 punktów, 11 zbiórek
W Charlotte gościli Celtics, którzy przystępowali do tego meczu bez kontuzjowanego Browna, który narzekał na drobne urazy kolana i kostki. W pierwszej połowie brak agresywnego drugoroczniaka w żaden sposób nie był widoczny ponieważ po obu stronach parkietu ponownie szalał pierwszoroczniak Tatum. Łatwość, z jaką Celtics przechodzą z obrony do ataku może być wzorem do naśladowania dla całej ligi. Głównie dzięki temu pierwsze dwie kwarty tego meczu to pełna dominacja Bostonu, który dopiero w trzeciej kwarcie dopuścił Hornets do głosu. Sygnał do natarcia dał Kemba Walker. Dziś był pierwszym strzelcem meczu z dorobkiem 24 punktów i w ten sposób Charlotte doszli rywali na zaledwie 4 punkty. W ostatniej kwarcie ponownie pierwszy w kontrataku Tatum, obsługiwany najczęściej przez Irvinga.
Kyrie Irving pushes @celtics to road win with 21 points and 8 assists! pic.twitter.com/5MCKFADwHQ
— NBA (@NBA) 28 grudnia 2017
Zwycięski Boston przy porażkach Cavs oraz Raptors odzyskuje fotel lidera na Wschodzie.
Dallas Mavericks (11-25) 98-94 Indiana Pacers (19-16)
Kozak meczu: Dirk Nowitzki 15 punktów, 7 zbiórek
Ależ historie układa ten niesamowity sezon! Pod nieobecność Oladipo, Indianapolis gościło Dallas, którzy dopiero co skopali tyłki liderom wschodu Raptors, a dziś postanowili to powtórzyć przeciwko innego groźnemu zespołów z wschodniej konferencji, jakim jest przecież Pacers! Przez cale spotkanie Pacers próbowali odjechać rywalom, ale za każdym razem, kiedy tylko dochodziło do różnicy około 6-8 punktów, to Dallas momentalnie odrabiali. W końcówce to Mavericks okazali się lepsi. Kluczowym momentem akcja Stephensona. W obronie, na około 30 sekund przed końcem, piłkę wyrwał mu debiutant Jr Smith i pognał na kosz, dzięki czemu Dallas odjechało na 3 punkty i nie dało się już złapać. Najlepszym strzelcem Dallas niezniszczalny Nowitzki. Ciężka niemiecka lokomotywa jeszcze potrafi TO robić.
D
I
R
K pic.twitter.com/FBjfy4zRAW— NBA (@NBA) 28 grudnia 2017
Po stronie Pacers wyróżnił się Stephenson i mógłby być nawet zawodnikiem meczu (16 punktów i 15 zbiórek), gdyby nie ta decydująca strata.
Washington Wizards (19-16) 99-113 Atlanta Hawks (9-25)
Kozak meczu: Dennis Schroder 21 punktów, 7 asyst
Po pięknym zwycięstwie nad Celtics w Christmas Day, kolejne rozczarowanie w Wizards, korzy przegrywają w Atlancie. Wall i spółka stawili opór Jastrzębiom tylko w pierwszej połowie tego spotkania. Pod koniec ciemne chmury zaczynały nadciągać nad głowy Washington. Collins – BANG! Schroder – BANG!
Collins block leads to a Prince finish on the other end! #TrueToAtlanta pic.twitter.com/sajDOY9kWx
— NBA (@NBA) 28 grudnia 2017
W drugiej radosna koszykówka, jaką po raz kolejny grają Hawks pozwoliła na stopniowe powiększanie przewagi. Oglądając kolejny mecz Wizards dochodzę do wniosku, że albo John Wall rozgrywa jeden z najsłabszych sezonów od kilku lat, albo cały zespół po prostu nie potrafi utrzymać koncentracji oraz konsekwencji w ataku przez cale spotkanie. Osobiście uważam, że to ani Beal, ani Wall nie są w tej chwili najlepszymi zawodnikami zespołu, tylko solidny Otto Porter. Martwi również kolejny dramatyczny występ Gortata, który być może czuje, że zostanie wytransferowany w najbliższym okienku. Po stronie Hawks cala pierwsza piątka z podwójna zdobyczą, do tego świetny z ławki Bellineli (19 punktów).
New York Knicks (17-17) 87-92 Chicago Bulls (12-22)
Kozak meczu: Kris Dunn 17 punktów, 5 zbiórek, 5 asyst
Do United Centre zawitali Knicks ze swoim Porzingodem, który dominował na parkiecie podczas pierwszej połowy, zdobywając łącznie 15 punktów. Wypracowana przewaga Nowego Jorku sięgała w pewnym momencie w drugiej kwarcie nawet 15 punktów. Wtedy nastąpił festiwal trójek w wykonaniu prawie wszystkich graczy Bulls, co momentalnie przyczyniło się do zniwelowania strat do zaledwie jednego posiadania jeszcze przed przerwą. W drugiej połowie żadna z drużyn nie potrafiła zdecydowanie zdominować parkietu, ale to Byki pierwsi zaczęli grać zespołowo. Po pięknej asyście Dunna na 40 sekund przed końcem, efektownym wsadem popisał się Markkanen, dzięki czemu Bulls po raz pierwszy wyszli na prowadzenie w tym spotkaniu.
The dunk that blew the roof off the UC: pic.twitter.com/ALDde0sCfm
— Chicago Bulls (@chicagobulls) 28 grudnia 2017
Na 7 siedem sekund przed końcem, Knicks mieli trudności z wyprowadzeniem piłki z autu, która w końcu trafiła do Kantera. Ten jednak przestrzelił trójkę. Kanter po kosmicznym meczu z Philadelphią, dzisiaj skromnie z 4 punktami oraz 11 zbiórkami, a do tego Porzingis mało widoczny w końcówce i wszyscy wiemy, dlaczego to Bulls wracają zwycięzcy.
Denver Nuggets (19-16) 125-128OT Minnesota Timberwolves (22-13)
Kozak meczu: Jimmy Butler 39 punktów, 5 asyst
W Minnesocie powoli drużynę przejmuje Jimmy Butler! Po słabszym początku sezonu, Butler udowadnia, że po prostu musiał się zaaklimatyzować w zespole, gdzie dwóch młodych gwiazdorów rządziło przez ostatnich kilka sezonów. Jest prawdziwym liderem drużyny, którego wpiera Towns (Wiggins wyglada tragicznie w obronie, co nie może się podobać Thibbsowi). Wolves potrzebowali dogrywki, aby ostatecznie uporać się z Nuggets. Mecz był pojedynkiem Butlera z rezerwowym Bartonem, który 20 punktów z 28 uzyskał w drugiej połowie.
Jimmy Butler scores a season-high 39 points as @timberwolves take home the OT thriller! pic.twitter.com/GXoAqtieUh
— NBA (@NBA) 28 grudnia 2017
Barton jak zawsze uaktywnia się podczas zaciętych końcówek i to dzięki jego wejściu pod kosz Nuggets doprowadzili do dogrywki. Można by ponownie analizować, czy sędziowie mieli racje odgwizdując w tej sytuacji faul Wigginsa, ale ostatecznie celne osobiste Bartona przedłużyły mecz. W dogrywce kontuzji kolana nabawił się Teague, na którego wleciał Gibson walcząc o piłkę przy wznowieniu. Po opuszczeniu przez niego parkietu na szczęście w gazie pozostał Butler. Dzielnie wspierał go weteran Crawford i mimo ostatniej szansy na kolejna dogrywkę, jaką mieli gracze Nuggets, Lyles spudłował zza łuku i Wolves mogli zacząć świętować! Współpraca Butlera z Thibbsem wygląda coraz lepiej, tak samo jak sytuacja Minny w tabeli. Jest duża szansa na sporo dobrego przed nimi.
Brooklyn Nets (12-22) 113-128 New Orleans Pelicans (18-16)
Kozak meczu: Rajon Rondo 2 punkty, 25 asyst
Pelicans rozpoczęli ten mecz od potężnego uderzenia, prowadząc po pierwszej kwarcie 16 punktami. Później kontynuowali budowanie przewagi, w drugiej mając 23 oczka, a w trzeciej 33. W trzeciej odsłonie spotkania Alvin Gentry wprowadził pierwszą piątkę dopiero wtedy, gdy Nets byli w gazie i odrobili 17 oczek. Davis razem z Cousinsem okazali się po prostu za mocni na przetrzebionych kontuzjami Nets. Chociaż ten blok Allena na Davisie. Jarrettttt!
Chalk up another block for @_bigjayy_! pic.twitter.com/un4RYgl8aq
— Brooklyn Nets (@BrooklynNets) 28 grudnia 2017
Co by jednak nie mówić i tak dzisiaj na ustach wszystkich będzie wyczyn Rajona Rondo. Zrobił dokładnie to, co lubi najbardziej: nie zaprząta sobie głowy zdobywaniem punktów, tylko rozdziela piłki do kolegów. 25 asyst w 30 minut to nie tylko jego własny rekord, ale również rekord organizacji (pobił rekord Chrisa Paula z 22 asystami). Jest pierwszym graczem od czasów Jasona Kidda z 8 lutego 1996 roku, który zaliczył 25 asyst (w ogóle udało się to tylko 9 razy).
History in NOLA.
Rajon Rondo sets a @PelicansNBA franchise-high & career-high 25 ASSISTS! pic.twitter.com/HLmurvpfBO
— NBA (@NBA) 28 grudnia 2017
To nie jedyny rekord dzisiejszej nocy. Pelikany dzięki Rondo asystowały aż 40 razy, co przy 48 trafionych rzutach świadczy o wyjątkowo zespołowej koszykówce. Znowu bardzo dobrze funkcjonowała trójka. 17 udanych rzutów, w tym 4/4 Anthony’ego Davisa. Pierwsza zdrowa piątka NOP wygląda naprawdę bardzo dobrze. Mimo tego, że Brooklyn rzucił jeszcze więcej zza łuku (19/38) to Nets są 5-12 na wyjazdach.
Toronto Raptors (23-10) 107-124 Oklahoma City Thunder (20-15)
Kozak meczu: Paul George 33 punkty, 8 zbiórek
Oklahoma ma ciągle cichych bohaterów. Był moment, że to Steven Adams był na ustach wszystkich, teraz kolej przyszła na Andre Robersona. Słynący z niezwykle dobrej defensywy i paskudnej skuteczności rzutów wolnych, najpierw w święta powstrzymał Jamesa Hardena, czapując go w ostatniej akcji. Dzisiaj miał za zadanie powstrzymać DeMara DeRozana. Przyszło mu to jeszcze łatwiej, bo: DeRozan to nie jest Harden i grał, jakby z tyłu głowy miał swój ostatni, drugi najgorsze mecz zakończony 8 punktami. Dzisiaj było co prawda lepiej, bo całe 15 oczek, ale 4/16 i 25% skuteczności nie może robić najmniejszego wrażenia. Co istotniejsze, Oklahoma zaliczyła właśnie 6 zwycięstwo z rzędu i należy w tym upatrywać paru zjawisk: Russell Westbrook będzie tym głównym dyrygentem, Carmelo musi się przyzwyczaić do swojej roli catch-and-shootera, drugą strzelą będzie Paul George, natomiast Andre Roberson ma się skupiać na atakowaniu kosza i szukania kluczowego podania.
Paul George (33) and Russell Westbrook (30) guide @okcthunder to sixth straight win! pic.twitter.com/dKWBUnQ7Dw
— NBA (@NBA) 28 grudnia 2017
Toronto siadło dopiero pod koniec drugiej kwarty. Wcześniej CJ Miles zaliczył buzzer beatera, natomiast Russell Westbrook zabawił się w piaskownicę, nie chcąc oddać Valanciunasowi piłki. Ale i tak akcja meczu należała do Stevena Adamsa, który po akcji pick-and-rollowej z Russellem splakatował Valanciunasa.
Adams is bringing the @okcthunder on @NBATV! pic.twitter.com/Nge4w2yaE2
— NBA (@NBA) 28 grudnia 2017
Cleveland Cavaliers (24-11) 95-109 Sacramento Kings (12-22)
Kozak meczu: Vince Carter 24 punkty (10/12)
Powiedzieć, że byliśmy świadkami niespodzianki, to mimo wszystko trochę za mało. Powiedzieć, że druga porażka z praktycznie najgorszą drużyną Zachodu, mogącą pochwalić się 28 defensywą jest lekko rozczarowująca, to trochę za mało. W każdym razie mecz był piękny w swojej nieprzewidywalności. To LeBron James, ambitna maszyna do zdobywania w tym sezonie triple-double, gdy nie idzie kolegom, musiał uznać wyższość innego wielkiego gracza, który wydawało się, że takie mecze ma już za sobą. W końcu mówimy o 40-letnim Vince’u Carterze. Kiedy dodamy do tego, że Carter wrócił po 3-meczowej absencji z powodu kontuzji żebra, wzbudzi jeszcze większy szacunek. Carter sprawiał defensywie Cavs naprawdę ogromne problemy i miał też po prostu wielką noc, podczas której po prostu wszystko wychodziło. Zaliczył buzzer-beatera w trzeciej kwarcie, dając prowadzenie Kings 85-80. Później kolejny rzut dalekodystansowy na 101-87, by dostać owację na stojąco po trafionym rzucie nad Jae Crowderem na 20 sekund przed końcem.
Game-high 24 points. 10/12 FGM. 4/5 3PM.
Vince Carter energizes @SacramentoKings to 109-95 win over @cavs.
LeBron: 16 PTS, 14 AST, 10 REB. pic.twitter.com/oxZu0xbGFg
— NBA (@NBA) 28 grudnia 2017
LeBron za porażkę z GSW obarczył słabą obronę przy kontratakach, dzisiaj była to niemoc ofensywna: LeBron (35%), Crowder (33%), Wade (33%), Korver (33%), natomiast Jose Calderon w tym meczu przez 22 minuty nie zrobił absolutnie nic (1 punkt i 1 asysta).
Utah Jazz (15-21) 101-126 Golden State Warriors (28-7)
Kozak meczu: Kevin Durant 21 punktów, 6 zbiórek, 4 asysty, 3 bloki
Golden State Warriors zafundowało Jazzmanom sweep. Utah jest młodym zespołem prowadzonym przez Donovana Mitchella, ale przy mistrzach NBA zwyczajnie nie mają szans. Potrafią nawiązywać wyrównaną walkę do góra 2 kwarty, by potem nie nadążać z wracaniem do obrony po stratach. GSW to właśnie najbardziej lubi – grę z zabójczych kontrataków, dlatego tak ważne są w ich strategii bloki. Kevin Durant zaliczył ich dzisiaj 3, a cały zespół 7 przy zaledwie 2 Utah.
Dubs had themselves a block party tonight ? #DubNation pic.twitter.com/TIcDvRzmbQ
— Golden State Warriors (@warriors) 28 grudnia 2017
Tym razem zabójcza okazała się 3 kwarta, wygrana przez wojowników różnicą 20 punktów (42-22). Przy tak dobrej defensywie, jaką prezentują zawodnicy Steve’a Kerra jasnym jest, że zawodnik pokroju Donovana Mitchella nie pogra sobie za dużo i musi liczyć na akcje 3-punktowe, które mu dzisiaj nie siedziały (1/6), jak całemu zespołowi (6/23). Co ciekawe aż 6 zawodników Jazz zaliczyło dwucyfrowe zdobycze punktowe w hali w Oracle Arena. Co jednak poradzić, gdy przeciwnik zbiera 50 piłek, ma 37 asyst oraz trafia na 58% skuteczności? No właśnie, nic.
Memphis Grizzlies (12-24) 109-99 Los Angeles Lakers (11-23)
Kozak meczu: Tyreke Evans 32 punkty, 7 zbiórek, 7 asyst
Jeziorowcy odnieśli czwartą porażkę z rzędu, za co powinni podziękować Tyreke’owi Evansowi.
Tyreke Evans is having a great season.
30 PTS, 11 ASTS, 7 REBS last night.
31 PTS, 12 ASTS, 7 REBS earlier in the month.Averaging 20.2 PTS, 5.7 ASTS, 5.1 REBS in December pic.twitter.com/bpuGWL75bB
— Ballislife.com (@Ballislife) 24 grudnia 2017
Jarell Martin dodał od siebie 20 punktów na bardzo wysokiej skuteczności, co należy odnotować, biorąc pod uwagę, że opuścił 4 z ostatnich 5 meczów. Dzień wcześniej został odepchnięty przez Tysona Chandlera, który przechylił szalę zwycięstwa na korzyść Suns po zrobieniu wsadu. Miśki wreszcie zagrały solidnie zespołowo. Andrew Harrison z 15 oczkami, Deyonta Davis z 14. Do LAL wrócił po krótkiej absencji Brandon Ingram (Lonzo wciąż się leczy) i od razu został najlepszym strzelcem zespołu z 23 punktami, z ławki jak zwykle solidny Jordan Clarkson (22). Lakers na ledwie 37,6% skuteczności rzutowej. Kyle Kuzma złapał zadyszkę po fantastycznych spotkaniach – ledwie 4 trafione rzuty na 24 próby. Jak to zwykle bywa przy takich zespołach oraz umiejętnościach odrabiania strat przez LAL w czwartej kwarcie doszło nawet do wyrównania. Wtedy Grizzlies rozpoczęli run 13-3, a w końcówce dał o sobie znać znowu Evans, który pięknie sobie radził nawet przy podwajaniu.