Playoffs 2018 – Dzień Piętnasty:
Mecz nr.7 (Boston wygrywa 4-3)
Milwaukee Bucks 96 – 112 Boston Celtics
Kozak meczu: Terry Rozier – 26 punktów, 6 zbiórki i 9 asyst
Dwa najpiękniejsze słowa w tym sporcie, Game 7! Tak opisał swoją ekscytację przed meczem numer 7 sam LeBron James! Pomyślcie tylko przez chwilę, że jeżeli sam Król po 15 sezonach i kilku podobnych meczach czuje takie dreszcze, to co mogli czuć Ci młodzi Celtics, którzy dodatkowo wbiegali na parkiet w tym dumnym Bostonie!
Bucks przystępując do tego meczu musieli sobie zdawać sprawę z tego, że to może być jedyna szansa, aby w najbliższych latach pokonać Celtics w Playoffs. Swoją drogą początek meczu nie zapowiadał tego co nastąpiło w ostatnich 5 minutach pierwszej kwarty. Bucks prowadząc 15-10 dosłownie zastygli na parkiecie i pozwolili Celtics rozwinąć skrzydła, dzięki czemu Boston zdemolował w tym czasie gości 20-2!
Druga kwarta przyniosła kontuzję Jaylena Browna, który opuścił parkiet z urazem uda. Tym samym Bucks odrobili 5 punktów i schodzili do szatni, przegrywając 8 punktami. Po przerwie cios za cios z obu stron, aż do momentu, kiedy to Rozier ponownie zapewnił Celtics mini run na poziomie 6-0 w końcówce tej kwarty!
Tym samym mimo braku Browna w ostatniej odsłonie, 14 punktów przewagi pozwoliło Celtics kontrolować przebieg wydarzeń do samego końca.
Brad Stevens po raz kolejny udowodnił, że tracąc kolejnego arcyważnego zawodnika w meczu o życie, potrafił zachować spokój i wprowadzić Boston do półfinału zachodu!
Zwycięstwo to głównie zasługa trio Rozier, Horford, Tatum, który w całym meczu zdobył łącznie 72 punkty! Mimo, że te młode kocury z Bostonu pokazują zaangażowanie godne podziwu, to moim cichym bohaterem tej serii jest Horford. Jego doświadczenie okazało się kluczowe, ponieważ to właśnie Al często brał ciężar gry na swoje barki w tych trudnych momentach.
Po stronie Bucks, wielkie rozczarowanie. Ten skład miał i powinien osiągnąć dużo więcej. Nie ma co ukrywać, że kryzys z końcówki sezonu regularnego potwierdził się w Playoffs. Nie ma co siać paniki, ale z pewnością fani Milwaukee czuja mały zawód.
Giannis musi zrobić mały krok do przodu, jeśli chodzi o jego ograniczenia rzutowe, ponieważ fizyczność nie zawsze zdaje egzamin. Tym samym kolejne wielkie nazwisko żegna się z Playoffs 2018! Celtics za to już w poniedziałek wybiorą się do Philadelphii.
Mecz nr.1 (GSW prowadzi 1-0)
New Orleans Pelicans 101 – 123 Golden State Warriors
Kozak meczu: Draymond Green – 16 punktów, 15 zbiórki i 11 asysty
A jednak pierwszy mecz tej serii bez obecności Stephena Curry. Mimo zielonego światła od lekarzy i pełnego treningu, Steve Kerr nie zdecydował się wpuścić na parkiet super strzelca Warriors! W ten sposób Pelicans stanęli przed wielką szansą, aby pokonać mimo wszystko wciąż super silnego rywala.
Pierwsza kwarta to ofensywny popis z obu stron. Przewaga na atakowanej tablicy pozwalała gospodarzom trzymać wynik, ponieważ to goście weszli w ten mecz na blisko 70% skuteczności. Przy remisie po 39 nastąpił spory zryw gospodarzy, na który bardzo często trudno znaleźć odpowiedź. Run 26-7 ze strony Warriors wyprowadził ich na ponad 20 punktowe prowadzenie, które ewidentnie podcięło skrzydła Pelikanom.
Choc trudno w to uwierzyć, mimo braku Stefka Warriors zakończyli pierwsza połowę na poziomie 76 punktów. W tym momencie duet Durant & Thompson miał już na koncie po 18 punktów, natomiast Greenowi brakowało tylko 2 asyst, aby osiągnąć triple-double…
Trzecia kwarta to kontynuacja dewastacji obrony Pelicans przez zespół Warriors. Tym samym tylko cud mógł jeszcze odmienić losy tego meczu w ostatniej ćwiartce. Niestety dla kibiców Pelicans cud nie nastąpił, a pokaz siły mistrzów, mimo braku Curry, musi budzić szacunek.
Kluczową postacią tej serii będzie najprawdopodobniej Durant, na którego ciężko będzie znaleźć odpowiedz po stronie Pels. Trzeba również pochwalić postawę Greena!
Zawodnik – marzenie każdego trenera, wskoczył dziś w tryb Playoffs pełną gęba. Po raz kolejny udowodnił, że mimo skromniejszych warunków fizycznych, potrafi opanować pomalowane i nie tylko. Waleczność Greena po obu stronach parkietu zakończyła się ostatecznie jego triple-double.
Po stronie Pelicans zabrakło dziś ognia ze strony liderów, którzy mogą zagrać tylko lepiej w kolejnych spotkaniach. Podsumowując, Warriors na spacerze w pierwszym meczu, ale to nie koniec. Kolejny mecz już we wtorek…