Hej! Ostatnio było powitanie, teraz czas na stabilizację. No bo bądźmy ze sobą szczerzy, występy na poziomie 40 punktów są fajne, ale mogą być jeszcze fajniejsze, gdy wejdą na poziom regularny prawda? No chyba na pewno prawda! Dlatego wracam po tygodniowej przerwie z kolejnym, drugim już podsumowaniem tygodnia NBA w tym sezonie. Łapcie Before Sunday NBA #2!
Grzechem byłoby nie zacząć od tego, co wyczynia James Harden w ostatnim tygodniu. Może lepiej wspomnieć nawet tygodniach, bo trudno tu się ograniczyć do zaledwie 7 dni. Ten człowiek notuje w ostatnich 10 meczach średnią prawie 40 punktów na mecz! Notowania z zaledwie tego tygodnia również rzucają człowieka na kolana: 41 punktów przeciwko OKC, 45 przeciwko Bostonowi, 41 przeciwko Pelicans… średnia z tygodnia ponad 41 punktów na mecz!
Brodacz wykonuje rzeczy wręcz niemożliwe, gra bardzo równo i dzięki stabilizacji formy, nie pozwala Houston wpaść w kryzys, który wróżyło wielu specjalistów po nabawieniu się kontuzji przez CP3. Można mieć wiele zarzutów do Hardena i to w pełni zrozumiałych. Dla większości gra, którą prezentuje Houston jest cholernie nudna i jest to antyreklama dla koszykówki. Pretensje o gwizdki odgwizdywane na Hardenie, o jego symulowanie… dużo tego, naprawdę dużo. To już temat na osobny artykuł. Sam nie jestem fanem Hardena i rodzaju koszykówki prezentowanej przez Teksańczyków. Co by nie było, musimy jednak przyznać jedno – Harden dokonuje czegoś niesamowitego i jeśli tak dalej pójdzie, to może zanotować najlepszy indywidualny sezon w historii NBA.
Pozwolę jako drugi wątek wybrać sobie Lukę Doncica, jednak chcę go rozpocząć pewną krótką historią. Lukę poznałem podczas Eurobasketu w 2017 roku. Siedzieliśmy z kumplem oglądając całe mistrzostwa i zastanawialiśmy się: „Skąd ten chłopak do cholery się urwał? Jest niesamowity!” Dopiero wtedy zacząłem sprawdzać jego grę w Realu Madryt regularnie.
Wyszukałem umieszczony daleko na kablówce hiszpański Movistar, na którym zacząłem oglądać mecze ligi ACB z jego udziałem. Już wtedy wiedziałem, że musi trafić do NBA. Z całym szacunkiem do uwielbianego przeze mnie Rickigo Rubio, ale Luka to inny kaliber, większy i stworzony do większych rzeczy. I co wyprawia Luka? Same wielkie rzeczy!
Ten tydzień rozpoczął od świetnego występu przeciwko Blazzers, 23 punkty i 11 asyst… i ten cudowny Buzzer beater! Dla takich rzeczy ogląda się basket.
Następnie zanotował świetny występ przeciwko Pelikanom, w którym zabrakło mu zaledwie jednej zbiórki od historycznego Triple-Doube. W rewanżu rzucił Pelicans rekord kariery, zdobywając tym razem 34 punkty. I to na 70% za trzy. Słoweński fenomen zaczyna śnić się rywalom po nocach ze swoim step backiem i mam nadzieję, że będzie im towarzyszył w koszmarach sennych jak najczęściej. Europejska siła i duma malutkiej Słowenii. Swoją drogą, oby w koszykówkę był zawsze tak dobry jak w Fortnite’a i zabijał przeciwników w rytm swojego ulubionego słoweńskiego popu. Fajny chłopaczyna, nie ma co.
Mamy również zmianę na szczycie Wschodu i całej NBA. Milwaukee Bucks zasiadają na tronie lidera i prędko mogą się z niej nie ruszyć, patrząc na ich dość łatwy terminarz. Na początku może i przegrali z Miami, ale to raczej wpadka spowodowana grą z dnia na dzień, tuż po bardzo trudnym meczu z Bostonem. Potem już zaliczyli 3 zwycięstwa z rzędu, a patrząc na najbliższe mecze, raczej tylko Toronto może im zagrozić. Mówię to z bólem, bo mają również moje ukochane Utah po drodze.
Giannis idzie dość pewnie po MVP, chociaż Harden swoimi ostatnimi tygodniami wraca do walki o statuetkę. Middleton jest fenomenalny, jak w zeszłym sezonie denerwował mnie swoją nieregularnością, to w tym sezonie zakochuje się w nim jeszcze bardziej z meczu na mecz. A Brook Lopez… odsyłam do skrótu meczu z Brooklynem, nic więcej dodawać nie trzeba. W Tennessee wszystko gra i zapowiada się, że będzie tylko lepiej. Ja widzę w Bucks rolę faworyta do zagrania w finale ze Wschodu, a może nawet mistrza NBA. Mam nadzieję, że wspomnicie moje słowa w czerwcu.
W stolicy USA nastroje są naprawdę do du…, pomimo tego że zeszłej nocy pokonali Hornets, nie zapowiada się na poprawę. John Wall ma poddać się operacji pięty, która wykluczy go do końca sezonu. Kontuzjowany jest również Howard. Drużyna jest w rozsypce kadrowej, a w rozsypce moralnej są już od dawna. Gdzie szukać ratunku? Oto jest pytanie. Tankować? Mają 11 bilans we Wschodniej Konferencji i musieli by zacząć przegrywać na potęgę, aby to się udało. Przerzucić odpowiedzialność na Beala i próbować awansować do ósemki? Do 8 Detroit tracą parę zwycięstw, ale po drodze mają jeszcze Nets i Magic. Moim zdaniem drużyny lepsze o Wizards. Jakie więc decyzje podejmie zarząd Wizards, jaki kierunek obiorą? Jedno jest pewne, przyszłość nie wydaje się zbyt kolorowa…
Na koniec chcę powiedzieć parę słów o Vince Carterze. Jestem człowiekiem młodym, złote lata Cartera przypadają na czas mojego raczkowania. Nie jest gwiazdorem moich lat, mogę słuchać o jego wyczynach tylko z opowieści lub oglądać na starych powtórkach. W tym wszystkim niesamowite jest jednak to, że ja już jestem dorosłym człowiekiem, NBA jest całkiem inną ligą niż dawniej, a ten wariat nadal biega po parkiecie i notuje świetne linijki statystyczne! Na początku tygodnia zanotował 17 punktów przeciwko tłokom z Detroit i mocno przyczynił się do zwycięstwa nad Pistons. Na zakończenie tygodnia rzucił Kawalerzystom 21 punktów i to w 23 minuty!
Carter jest jak wino, nie traci swojej charyzmy, chociaż dynamiką mocno zagiął pazur czasu. Efekt Cartera nie działa już tylko w Toronto, ale również na cały świat. Pokazuje ludziom, że pomimo przeciwności da się, tylko trzeba mocno walczyć i się nie poddawać.
Ten tydzień był również skupiony na wydarzeniach około świątecznych, ale brało mnie na mdłości, gdy widziałem te wszystkie statystyki dotyczące Christmas Day. Dla mnie gruba przesada, ale staram się zrozumieć uwielbienie Amerykanów do statystyk. Pierwsze starcie LeBrona z Golden State zwycięskie, może będzie to zapowiedź kozackiej serii w Playoffach między tymi drużynami? Mam nadzieję! Przekonaliśmy się też, że Rivers chyba potrafi grać, a Houston wygrywa, gdy spędza on dłuższy czas na parkiecie i zdobywa ponad 10 punktów. Wielkie odrodzenie?
I to na tyle. W ostatnim tygodniu tego roku nie zabrakło emocji, a następny rok zapowiada się jeszcze bardziej emocjonująco. Mam nadzieję, że w moich felietonach nie raz będę mógł się zachwycać nad pięknem NBA. I tego życzę nam wszystkim kibicom. Wszystkiego najlepszego dla nas! Hej, Hej tu NBA, z tej strony Bartosz i do zobaczenia w 2019!
Zdjęcia: źródło NBA
Oprawa graficzna: Padre