Boston bez litości wobec Świra! Horford jak wino! Wielkie emocje w Oakland! Gwizdać nie gwizdać, sporo pretensji do sedziów.

Boston Celtics (4) 112 – 90 Milwaukee Bucks (1)

Kozak meczu: Cały zespół Bostonu

Wynik Serii:  1-0 dla Celtics.

Już przed pierwszym meczem tej serii hype na nią był przeogromny. I co nam pokazał game 1? Brad Stevens to geniusz!
Od samego początku Grecki Świr był świetnie stopowany przez Al Horforda i podwajany przy penetracjach. Nie był w stanie nic począć, system obronny Bostonu całkowicie go wykluczył. Reszta ekipy również miała problemy, przede wszystkim ze skutecznością. Boston grał swój standardowy basket, bezbłędny Kyrie i 1 kwarta wygrana 26:17. Na połowę Boston schodził już jednak tylko z 2 punktowym prowadzeniem, co było zasługą rezerwowych Bucks. Run 15:0 i piękne trójki Mirotica dały jeszcze nadzieje kozłom. 3 odsłona gry to już totalna dominacja Celtics. Profesor Irving, bardzo dobrze dysponowany Brown i najważniejsze – Al Horford. Bardzo dużo akcji Pick and Rollowych granych przed niego świetnie wyciągało obronę, a gdy grali Pick and Popa Horford nie zawodził ze skutecznością. Zakończył mecz z 20 punktami i 11 zbiórkami i przez pokazał, że zasługuje na miani gracza „two way”. Na początek 4 kwarty Giannis trafił parę trójek, Bucks próbowali się ratować ale to wszystko na nic. Kiepska skuteczność i świetna obrona przeciwników okazało się ich zgubą.

Houston Rockets (4) 100 – 104 Golden State Warriors (1)

Kozak meczu: Kevin Durant 35 pkt, 5 zb, 3 as.

Wynik Serii:  1-0 dla Warriors.

Choć sporo informacji na temat drobnych kontuzji Thompsona i Curry, to Splash Brothers wybiegli na parkiet aby wygrać bitkę numer jeden przeciwko Hardenowi. W pierwszej piątce mistrzów dodatkowo Iggy, co zapowiadało typowy small ball oparty na egzekucji z dystansu. Capela mógł czuć lekką przewagę pod koszem, ale z drugiej strony walka z Draymondem nie cieszy nikogo. To właśnie napompowany energią Green zdobył 4 pierwsze punkty dla Warriors. Tak naprawdę ta otwierająca kwarta to najmniejszy wymiar kary ze strony gospodarzy, którzy nie do końca wykorzystali dramat strzelecki Rockets. Gracze z Texasu, trafili zaledwie 1 na 13 rzutów zza łuku, demonstrując skuteczność na poziomie 22%. Mimo tego zaledwie 9 punktów przewagi graczy coacha Kerra, którzy mimo dobrej formy z początku nie potrafili odjechać słabo dysponowanym na starcie rywalom. Sporo gwizdków i szarpanej gry z obu stron, co powodowało, że momentami ten mecz był po prostu ciężki do oglądania. Mimo tak tragicznej skuteczności z pierwszej kwarty Rockets, goście powrócili a ich dwa ciosy zza luku w ciągu kilkunastu sekund na koniec 2 kwarty, pozwoliły na remis do przerwy po 53. Warriors, skupili się na dyskusjach z sędziami, za co technicznego wyłapał Green. Czekając na drugą połowę, sporo rozmyślałem na temat formy obu zespołów. Na dziś jak dla mnie osobiście, obie ekipy silne ale do pokonania przez Celtics lub Raptors. Po przerwie szybkie kontry po dobrej obronie Warriors, pozwoliły ponownie zbudować minimalną przewagę. W 30 minucie gry Harden na poziomie 4 na 18 z gry a mimo to Rockets wciąż w grze. Brodacz już w serii przeciwko Jazz pokazał, że kolejne pudła nie robią na nim wrażenia. Jego 5 punktów z rzędu wyprowadziło Houston na prowadzenie. Goście wymuszali na Warriors kolejne straty, które umiejętnie wykorzystywali, a dodatkowo problemy z faulami miał Stephen Curry. Pod jego nieobecność mini serial punktowy zanotował Durant. Przyspieszenie gry przez gospodarzy, wywołało małą parkietową, chaotyczną zadymę. Cp3 i Coach D’Antoni ukarani zostali technicznym, po tym jak sędziowie nie widzieli przewinienia przy celnej trójce Paula. Początek ostatniej ćwiartki to świetny Erick Gordon, który tym razem zaskakująco dobrze radził sobie pod samym koszem. Im bliżej końca, tym większa walka, sporo gwizdków i ciosy z obu stron. Gospodarze próbowali ograniczać Hardena, ale ten robił swoje. Mimo piątego przewinienia Currego, Steve Kerr wysłał do walki cała pierwszą piątkę, ponieważ na 6 minut przed końcem, Nene doprowadził do remisu. Kolejny raz to Durant ciągnął zespół z Oakland. Po drugiej stronie wciąż ten sam scenariusz, czyli kolejne trójki i osobiste, dzięki którym na 90 sekund przed końcem, 98-95 dla gospodarzy. Harden nie poddawał się i mimo straty, odpowiedział po chwili akcją 2+1. W tym momencie swój geniusz raz jeszcze zaprezentował Curry! Mimo 5 przewinień na koncie, Stefek bronił bardzo agresywnie i do tego odpalił dalekiego czyściocha na 25 sekund przed końcem. Harden szybko odpowiedział, dzięki czemu wciąż była nadzieja dla Rockets. Podwojenie Duranta dało szanse na doprowadzenie przez Houston do dogrywki, ale Harden spudłował, a po chwili z parkietu wyleciał jeszcze Cp3! Ostatecznie Warriors agresywniejszą obroną wyrwali ten pierwszy mecz. Sporo gwizdków i udziału sędziów, do których mnóstwo pretensji mieli dziś wszyscy. Harden oczywiście najwięcej, ale faktycznie kilka razy  było ciężko ocenić sytuacje przy jego próbach za 3. Po meczu stwierdził, że chce po prostu sprawiedliwego traktowania. Jego żale oceńcie sami, ja bym tej ostatniej trójki nie gwizdał. Durant 35 pkt, głównym aktorem po stronie Warriors, ale to ta trójka Stefka zadecydowała. Poza tym wulkan energii w postaci Greena ( 14 pkt ). Harden 33 pkt, Gordon 27 pkt. Tu śmierdzi serią która może zakończyć się 7 starciem. Dodatkowo potrzebna jest wielka dyspozycja sędziów aby udźwignąć poziom tej rywalizacji.

Zdjęcia: Frank Potwick/Usatoday.

Wideo: Źródło YouTube/MotionStation.

Redagował: Buzzer & Bartosz Jaglarz.