Boston upokorzył Mistrzów! Harden zdobył północ! Towns prawdziwym KATEM Thunder! Stary Grizzly bohaterem Memphis!

Chicago Bulls (18-47) 96 – 105 Indiana Pacers (42-23)

Kozak meczu: Bojan Bogdanovic – 25 pkt, 6 zb. i 1 as.

Bez niespodzianki w Indianapolis, gdzie na starcie z Pacers zajechali dziś Bulls. Mimo przewagi w pierwszej kwarcie gospodarzy, goście ruszyli do walki, idąc w bitkę cios za cios, co pozwoliło na emocje w ostatniej decydującej ćwiartce. Na blisko 6 minut przed końcem na prowadzenie Bulls wyprowadził Lavine, który kolejny raz w duecie z Markkanenem, stanowił o sile ofensywnej Chicago. Problem w tym, że Byki nie potrafią często utrzymać koncentracji na finiszu. Od tego momentu Pacers przycisnęli uciekając w ostatnich minutach na poziomie 20-10, dzięki czemu dopisali kolejne zwycięstwo na swoje konto. Raz jeszcze bohaterem miejscowych białasek Bogdanovic, którego staję się coraz większym fanem. Gość pakuje z góry, fruwa pod koszem i strzela za 3, pokazując ogromne zaangażowanie po obu stronach parkietu.

Orlando Magic (30-36) 106 – 114 Philadelphia 76-Ers (41-23)

Kozak meczu: JJ Redick – 26 pkt, 5 zb. i 0 as.

Pod nieobecność Embiida, Sixers radzą sobie naprawdę dobrze, pokazując że chemia oraz forma zespołu, wciąż rośnie. Po porażce w końcówce z Warriors, do miasta braterskiej miłości zajechali dziś Magic, którzy wciąż z misją walki o Playoffs. Choć przez większość meczu prowadzili gospodarze, to Orlando nie odpuściło i walczyło do końca. Na 2 minuty przed końcem po trójce Isaaca, goście doszli Sixers na jeden punkt. W tym momencie decydujące ciosy padły ze strony Butlera oraz przede wszystkim Scotta, który po ofensywnej zbiórce dorzucił czyściocha za 3! Najlepszym strzelcem okazał się dziś Reddick, który po słabszym meczu przeciwko Warriors, odnalazł formę w starciu przeciwko byłemu klubowi. Obie startowe piątki pokazały dziś sporo dobrej koszykówki

Houston Rockets (39-25) 107 – 95 Toronto Raptors (46-19)

Kozak meczu: James Harden – 35 pkt, 1 zb. i 3 as.

Pierwsze potężne starcie tej nocy odbyło się dziś na dalekiej północy. Do Jurassic Park zajechali Rockets, którzy 2 dni wcześniej bez litości porządzili w Bostonie! Pierwsza połowa to słabsza skuteczność z gry Hardena, którego mocno wsparli koledzy. Zarówno Rivers, Green oraz Gordon, dokonali w tym czasie sporego spustoszenia w szeregach gospodarzy. Warto wspomnieć, że Houston bardzo szybko przechodzili z obrony do ataku, dzięki czemu rozbijali w ten sposób zaskoczonych Raptors. Do przerwy 18 punktów przewagi Houston. Zgodnie z hasłem „We The North”, gospodarze ruszyli do odrabiania strat! 3 ćwiartka to prawdziwy popis ze strony Toronto! Niesieni dopingiem swoich kibiców, gospodarze znokautowali w tym czasie Houston na poziomie 34-14. O wszystkim w tym meczu zadecydowała ostania kwarta. Skuteczność poprawił Harden, kolejne punkty z ławki ( 18 pkt ), dorzucił Green, dzięki czemu to goście z Texasu, ostatecznie wygrywają na trudnym terenie w Ontario. Kompletna niemoc na finiszu miejscowych, to głównie zasługa Lowry, który dziś na poziomie 4 na 16 z gry. Co ciekawe jeszcze gorzej wypadł jego rywal, Chris Paul, 1 na 10 z gry! Mimo tego Rockets wygrywają po raz 6 z rzędu, bijąc w krótkim czasie dwóch mocnych rywali ze wschodu oraz Warriors. Paliwo rakietowe co raz silniejsze.

Portland Trail Blazers (39-25) 111 – 120 Memphis Grizzlies (26-40)

Kozak meczu: Mike Conley – 40 pkt, 3 zb. i 4 as.

Spora radości w Memphis! Miejscowi Grizzlies nie zamierzali klękać przed silnymi Blazers i podnieśli dziś wysoko poprzeczkę! Początek meczu zgodnie z planem, pewna przewaga gości z Portland. Druga kwarta to popis gospodarzy, którzy bardzo zespołowo zdobyli w tym czasie 40 punktów. Po stronie Portland, całe trio liderów, na wysokim poziomie, na co Grizzlies odpowiadali kolejnymi punktami Conleya! O wszystkim w tym meczu zadecydowała ostatnia kwarta, w której Conley poleciał na rekord kariery. Lider Memphis a jednocześnie ostatni gracz zespołu, który jest elementem tych silnych Niedźwiadków sprzed kilku sezonów, niemal w pojedynkę walczył z całym zespołem Blazers, zdobywając w 4 kwarcie 19 punktów. To jego 4-punktowa akcja przy stanie 107-109 była decydująca. Tym samym przy wsparciu nowych kolegów, którzy dołączyli niedawno z Raptors, Valanciunas ( 17 pkt ), Wright ( 25 pkt ), Bradley ( 14 pkt ), Conley poprowadził Memphis do zaskakującego zwycięstwa nad silną ekipą z Portland. W całym spotkaniu Conley ustanowił swój rekord kariery, 40 punktów, co pokazuje, że jeszcze sporo paliwa w tym doświadczonym graczu. Dodatkowo warto pochwalić nowe twarze w zespole Grizzlies, ponieważ chłopaki grają naprawdę miły dla oka basket. W Portland zawiodła dziś końcówka, ale mimo tego, Blazers wciąż powalczą o pudło zachodu.

Oklahoma City Thunder (39-25) 120 – 131 Minesotta TimberWolves (30-34)

Kozak meczu: Karl-Anthony Towns – 41 pkt, 14 zb. i 1 as.

Kiedy zobaczyłem, że do rotacji Thunder po kontuzji wraca Paul George, byłem pewien, że ekipa z Okc, szybko pokaże co znaczy ich moc w pełnym składzie. PG13 spędził na parkiecie ponad 38 minut, zdobywając 25 punktów, ale trzeba przyznać, że jeszcze trochę rdzy do zrzucenia jest. Tym razem dużo bardziej poszalał jego kumpel Westbrook, który przy dobrej skuteczności poleciał na poziomie 38 oczek. Wszystko można powiedzieć jak trzeba, aby Thunder wyszli z kryzysu, tylko problem w tym, że po drugiej stronie biegał dziś prawdziwy KAT, który poleciał jeszcze mocniej niż gwiazdy Okc. Kolejny raz w ostatnich dniach Karl-Anthony Towns, rozegrał imponujące spotkanie. Największy gwiazdor Wolves, zdominował pomalowane, do czego dorzucił 3 trójeczki, a jego 41 punktów, nie pozostawiło złudzeń, jaka drużyna dziś zaslużyla na zwycięstwo. Wspierany przez Derricka Rose ( 19 pkt ), Wigginsa ( 18 pkt ) oraz Teague ( 16 pkt ), Towns poprowadził Minny to zwycięstwa, dając jeszcze nadzieje na Playoffs, do czego potrzeba jednak prawdziwego cudu. W tej chwili Wolves 6 zwycięstw za 8 na zachodzie Spurs, ale na szalonym zachodzie, wszystko jest możliwe. Na dziś cieszy ogromna forma KATA, Go Wolves Go!

Boston Celtics (39-26) 128 – 95 Golden State Warriors (44-20)

Kozak meczu: Gordon Hayward – 30 pkt, 7 zb. i 4 as.

Tej ligi nie da się nie kochać, nie szanować lub od niej odpocząć choć na chwilę. Przegrywający ostatnio prawie wszystko Celtics, wybrali się do Oakland, aby podnieść się z kolan w starciu przeciwko aktualnym mistrzom. Już pierwsza połowa napisała kolejną historie tego sezonu. Krytykowany ostatnio z każdej strony rozbity psychicznie Gordon Hayward, tylko do przerwy poleciał z ławki na poziomie 19 punktów! Warto przypomnieć, że w ostatnich 5 meczach notował średnie na poziomie 4 punktów, przy 25% skuteczności z gry. Boston przypomniał sobie jak bronił w poprzednim sezonie, wymuszając na Warriors, 12 strat, już przerwy. Skuteczność na poziomie 63% pozwoliła odjechać w tym czasie na 25 punktów przewagi. Po przerwie zastanawiałem się, czy nastąpi pogoń ze strony Warriors, którzy nie raz, zabijali rywali podczas szalonych trzecich kwart. Nic z tych rzeczy, ponieważ nawet będący w kryzysie Boston, nie klęka przed nikim. Kolejne punkty Irvinga, Tatuma, Browna oraz wielki mecz ze strony Haywarda, pozwalał na co raz większą przewagę gości, która ostatecznie zakończyła się nokautem na poziomie 33 punktów. Lekko upokorzeni Warriors, tracili powoli nerwy. W 4 kwarcie mało brakowało aby Rozier poleciał na solówkę z Cousinsem, po tym jak Boogie agresywnie walczył pod koszem z Baynesem. Nieobecność w składzie Klaya Thompsona, nie powinna tłumaczyć tak wysokiej porażki, ale skuteczność za 3 na poziomie 25% oraz zaledwie 95 punktów, a do tego 5 porażek w ostatnich 8 meczach, powoduje małe problemu w raju. Jeszcze raz brawa dla Haywarda, który pokazał, że może 31 baniek za sezon to sporo, ale kiedy będzie grał tak jak dziś w najważniejszym momencie sezonu, to wszystkie słabsze występy zostaną zapomniane. Proste nigdy nie lekceważ Bostonu.

Zdjęcia: Źródło NBA

Wideo: Źródło YouTube/HH, YouTube/MS, YouTube/RFS, YouTube/FD, YouTube/SK, YouTube/Espn

Redagował: Buzzer

Oprawa graficzna: Buzzer.