Buzzer na tropie zbrodni: dyspozytor na linii 911 słyszał śmierć Lorenzena Wrighta

19 czerwca 2010 roku był upalnym dniem w Memphis. Lorenzen Wright dopiero przeprowadził się na przedmieścia Atlanty, gdzie w latach 99/01 oraz 06/08 grał dla miejscowych Hawks. Szczególnym sentymentem darzył jednak swoje rodzinne miasto w stanie Tennessee, więc bywał tam przy każdej nadarzającej się okazji. Co prawda jego dom został kupiony przeszło trochę trzy tygodnie wcześniej przez Montę Ellisa za 1,7 mln dolarów, ale miał jeszcze restaurację „Lorenzen Wrights Sports Cafe” w centrum handlowym Fox Meadow Square na skrzyżowaniu dróg Mendenhall i Knight Arnold. Na pewno czuł się też zobowiązany wobec Muzeum Pożarnictwa (Fire Museum of Memphis), którego był członkiem, i którego wspierał wystąpieniami na temat bezpieczeństwa. Nie to go tak naprawdę trzymało. Przede wszystkim mieszkała tutaj większość jego przyjaciół oraz rodziny, w tym szóstka dzieci – czworo synów i dwie córki – mające od 4 do 15 lat. 19 czerwca przyjeżdżał do swojej siostry na baby shower (przyjęcie organizowane na cześć nienarodzonego jeszcze dziecka). Uwielbiał tutejszą muzykę, kościoły. Mawiał: „To jest miejsce, skąd pochodzę”.

Niewiele po północy, dyspozytor obsługujący linię 911 w Germantown (miasto znajdujące się na obrzeżach Memphis) odebrał telefon. Miała to być standardowa robota, taka sama interwencja, jakich podejmuje się tysiące codziennie na całym świecie. Nie mógł być przygotowany, że usłyszy tylko „Goddamn”, a potem serię z broni „ta-ta-ta-ta-ta-ta-ta-ta-ta-ta”. „Halo? Halo? Czy ktoś mnie słyszy?”. Dyspozytor próbował oddzwonić, ale nikt nie odebrał. Połączenie nie zostało zarejestrowane, ponieważ zgłoszenie wyszło spoza jurysdykcji miasta Germantown. Dyspozytor dopuścił się później karygodnego błędu zaniechania. Zgłosił bowiem swojemu przełożonemu zdarzenie, ale dopiero 8 dni później, znacznie utrudniając dochodzenie policyjne, w konsekwencji walnie przyczyniając się do wypłacenia odszkodowania rodzinie Wrightów. Tak, Lorenzen Wright zginął w momencie, gdy dzwonił na 911 po pomoc.

Ciało Lorenzena Wrighta odnalazły policyjne psy 28 czerwca, w zalesionym terenie na południowy wschód od Memphis. Miejscowi nazywali je Callis Custoff, stosunkowo niedaleko domu matki Wrighta, Deborah Marion. Zwłoki były w stanie rozkładu – z powodu deszczu, gorąca, a także udziału zwierząt. Co ciekawe funkcjonariusze od razu mogli wykluczyć motyw rabunkowy. Nie został skradziony drogi zegarek, ani złoty naszyjnik. Później w sekcji przeprowadzonej przez anatomopatologa sądowego za przyczynę zgonu zostaną podane śmiertelne rany postrzałowe w liczbie 9, które utknęły w głowie i piersi Lorenzena. Analiza nagrania z telefonicznej rozmowy dowiedzie również, że było przynajmniej dwóch sprawców, strzelających z broni o małym i średnim kalibrze. Broni nigdzie nie znaleziono.

Odbicie ciała Wrighta pokazuje, w jakiej pozycji został znaleziony (na plecach, z rozłożonymi rękami, jak typowa ofiara egzekucji)

Memphis jest jednym z najniebezpieczniejszych miejsc Ameryki. W 2010 roku popełniono tam 89 zbrodni. Często blisko 40% spraw pozostaje nierozwiązanych. W przypadku Lorenzena ustalenie czasu zgonu nie nastręczało żadnych trudności, gorzej było ze znalezieniem motywu, a tym samym sprawców. Rozpoczęło się bardzo trudne śledztwo. Na miejscu zbrodni znalazła się Wendy Wilson, asystentka Wrighta, która od razu zasugerowała śledczym, aby dokładnie zbadali byłą żonę Lorenzena, Sherrę. Jednocześnie zapewniła, że dysponuje nagraniem, na którym kobieta groziła mu, jeśli kiedykolwiek znajdzie go z inną kobietą. Żeby to dobrze zrozumieć, należy się cofnąć parę lat.

W czasach licealnych Lorenzen przeprowadził się do ojca w Memphis (matka mieszkała 80 mil dalej, w Oxford w stanie Mississipi). Chodził tam do szkoły średniej, gdzie zaczął się spotykać z o 5 lat starszą Sherrą Robinson (jej ojciec Julius był trenerem AAU). Chociaż Wright został wybrany do McDonald’s All-American i miał ofertę z wielu innych miejsc, postanowił zostać w Memphis State (dzisiaj University of Memphis). W drafcie z 1996 roku został wybrany przez LAC z numerem 7. Kiedy został wytransferowany do Memphis, był witany jak bohater. Nie był rzecz jasna tak wielki jak Penny Hardaway, ale miał to, o czym Penny zawsze marzył – fani darzyli go wielkim zaufaniem. Był na wyciągnięcie ręki, podczas gdy Hardaway robił reklamy w Nowym Jorku lub Phoenix. Lorenzen był typem społecznika. Stworzył własną świtę, by jak najwięcej osób mogło się wybić na jego sukcesie.

Świta Lorenzena Wrighta przypominała grupkę dilerów narkotykowych, rodem z serialu The Wire (Prawo ulicy)

Lokalna rozpoznawalność oraz uwielbienie fanów trochę wybielało jego wątpliwą znajomość. Wright swojego czasu sprzedał dwa samochody Bobby’emu Cole’owi, szwagrowi Dennisa McNeila. Cole natomiast znał się z Craigiem Pettiesem, miejscowym bossem narkotykowym, mającym powiązania z meksykańskim kartelem. Cole został w 2007 roku oskarżony o rozprowadzanie narkotyków, zgodził się oddać DEA dwa samochody Wrighta, wciąż na niego zarejestrowane.

W międzyczasie Lorenzen coraz gorzej dogadywał się Sherrą. Ciągle ze sobą zrywali i schodzili się ponownie, aż w lutym 2010 roku, niecałe cztery miesiące przed morderstwem, doszło do rozwodu. Lorenzen zostaje zobowiązany do płacenia miesięcznych alimentów w wysokości 26 tysięcy dolarów na wychowanie i utrzymanie dzieci.

Taka nierozwiązana przez lata historia dała duże pole do popisu dla detektywów-amatorów. Jeden z powodów to oczywiście popularność, druga, że wydział zabójstw był naprawdę przepracowany. Dla nich przypadek Lorenzena Wrighta w zestawieniach statystycznych wyglądał dokładnie tak samo.

W trakcie dochodzenia jedno ustalenie wydaje się szczególne ważne. Feralnego dnia, Sherra widziana była przez sąsiadów w towarzystwie mężczyzny przy rozpalonym ognisku w jej ogródku za domem na przedmieściach Collierville. Dosyć dziwne zachowanie, zważywszy, że w ciągu dnia temperatura dochodziła momentami nawet do 36 stopni Celsjusza.