Zdobywca Quadruple-double, rekordzista bloków, jako jedyny w historii NBA zdobywca trzech tytułów w jednym sezonie: Najwartościowszego Gracza sezonu zasadniczego, Najwartościowszego Gracza Finałów NBA i Najlepszego Obrońcy Roku, Mistrz Olimpijski (1996), zdobywca dwóch tytułów MVP finałów, jedyny center w Top-Ten Steal All Time, dwunastokrotny uczestnik All Star Game… Michael? Kobe? James? Nie. To Hakeem „The Dream” Olajuwon, który w 1984 r. wsiadł do czerwonej Rakiety i z numerem pierwszym draftu szturmem zdobył parkiety NBA!
A wszystko zaczęło się niewinnie….
Nie od razu było wiadomo, że 21 stycznia 1963 roku narodził się najbardziej wybitny center w całej historii NBA. Początkowo, urodzony w Lagos młody Olajuwon, grał w piłkę nożną i piłkę ręczną. Kiedy jednak jego wzrost zaczął bardziej przeszkadzać niż pomagać w grze, na szczęście znalazł się sport, w którym nieprzeciętny wzrost jest wielkim atutem. W wieku 15 lat młody Hakeem zasmakował koszykówki. Zauważony przez łowców talentów został ściągnięty do uniwersytetu Houston. Od samego początku przebywania na uczelni dało się poznać, że mamy do czynienia z ogromnym talentem w koszykówce. Pobyt na uczelni zaowocował Final Four NCCA wraz z nagrodą dla najlepszego gracza turnieju (1983 rok).
Przełom w karierze to rok 1984, kiedy to z nr 1 draftu Olajuwon przystępuje do NBA (warto wspomnieć, że robi to w iście doborowym towarzystwie – w tym samy drafcie był Michael Jordan, Sam Perkins, Charles Barkley, czy John Stockton).
Olajuwon zaczyna karierę w Houston Rockets. I tak narodziła się legenda „Twin Towers” – Olajuwon ze wzrostem 213 cm i 116 kilogramami żywej wagi oraz Raplh Sampson 224 cm i 103 kg, tworzą dwie wieże nie do obalenia.
Trudno było jednak Olajuwonowi zdobyć nagrodę ROY, bo skradł ją pewien grajek z uniwersytetu North Carolina (czy muszę mówić o kogo chodzi 😉 ? ).
Od samego początku swojej obecności w NBA Olajuwon wykazywał się dobrą pracą w obronie i – co niebywałe jak na wysokiego gracza – wspaniałą pracą nóg. Jego tzw. „dream shake’i” przejdą do historii.
W ówczesnych czasach szkolono wysokich graczy raczej jednokierunkowo. Olajuwon jednak pragnął wciąż rozwijać i doskonalić swoje umiejętności, dlatego zaczął pracę z trenerem indywidualnym. Godziny spędzone na personalnym treningu przyniosły ogromne korzyści. Stawał się coraz lepszym graczem zarówno w obronie, jak i w ataku. Doskonalił swój „dream shake” przeniesiony z boisk piłkarskich.
Zagranie „dream shake” pozwalało na osiągnięcie jednej z korzyści: sprytne zmylenie przeciwnika, zamrożenie go lub pozbawienie możliwości zablokowania rzutu. To dynamiczne zagranie w wielu kombinacjach daje zabójczy efekt. Łatwość z jaką Olajuwon wykonywał „dream shake” była szczególnie zaskakująca. Przy wzroście i wadze Olajuwona taka koordynacja i płynność ruchów to naprawdę nie lada wyczyn. Dzięki swojej wszechstronności stał się pierwszym zawodnikiem w dziejach NBA, który przez dwa sezony pod rząd znalazł się w pierwszej dziesiątce najlepiej punktujących, zbierających, przechwytujących oraz blokujących.
Nigdy nie gonił za sławą ani za blaskiem fleszy, był zawsze spokojny i opanowany. Głośno się zrobiło o Olajuwonie w 1993 roku, kiedy do Houston przychodzi Clyde Drexler (jego kolega z czasów wspólnego grania w tzw. bractwie „Phi Slamma Jamma”).
Nastają złote czasy dla Houston Rockets. Dotarcie do finałów w 1993 roku (wygrana z New York Patricka Ewinga) i zdobycie tytułu MVP to prawdziwe ukoronowanie kariery Olajuwona. Jego gra z tamtego finału była jak marzenie (w końcu „The Dream” oznacza ciągle na szczycie).
Kolejny rok to znów pasmo sukcesów Olajuwona i jego kolejny finał rozgrywek w 1994 (Orlando Magic z Shaquillem O’Nealem w składzie 4-0 !!!! – swept!!!).
Jednak na uwagę zasługuje jego gra w finałach konferencji zachodu, gdzie dosłownie zmiażdżył MVP sezonu (Davida Robinsona SAS) swoimi „dream shake’ami”, gdzie sam Robinson przyznał, że nie wiedział co się z nim dzieje w niektórych momentach meczu 🙂
…i sen mógłby trwać dalej, jednak nie jest tak kolorowo…powód? Wraca MJ i tłuste lata dla Houston się skończyły. Zaczęły się kontuzje w zespole (trzy gwiazdy Drexler-Olajuowon-Barkley) i coraz większy galimatias.
Niestety gwiazda Olajuwona przygasa. Kończy swoją karierę w Toronto Raptors w 2002 roku (szkoda!).
Olajuwon dla Rakiet to jak Michael Jordan dla Chicago Bulls. Tylko że Olajuwon jako jedyny z wysokich zawodników w ówczesnych czasach był znany nie tylko z jednego zagrania. Był zawodnikiem kompletnym. Dlatego też po przejściu Olajuwona na emeryturę władze Houston Rockets zastrzegły numer „34” pod kopułą swojej hali. Jednak to nie wszystko. W 2008 Olajuwon doczekał się także pomnika. Jego trykot z numerem stoi przed Halą Toyota Center.
Czym przysłużył się dla Rockets? Po pierwsze tym, że drużyna zostanie zapamiętana jako mistrzowie NBA, którzy obronili tytuł rok po roku (wiadomo o jednokrotnych mistrzach zbytnio się nie pamięta), po drugie mieli w swoich szeregach gracza, który wyprzedził swoja dekadę oraz gracza, który zaprzeczył stereotypowi wysokiego zawodnika, który umie tylko blokować. Swoją postawą na boisku pozostawił szacunek po sobie, co nie było takie łatwe w latach 80 i 90. Do dziś nie spotyka się osób, które wypowiadałyby się źle o Olajuwonie.
A co robi teraz?
Od 2006 roku organizuje obozy koszykarskie „Big Man Camp”, gdzie pokazuje adeptom swoje zagrania mając nadzieje, że w obecnej koszykówce pozycja centra nie odejdzie do lamusa, bądź do pozycji uzupełnienia składu. Jednak mimo ogromnej wiedzy i doświadczenia nigdy nie starał się zostać coachem. Kto wie, może znajdzie swojego następcę i usłyszymy o nowym Olajuwonie (niestety sam Olajuwon nie doczekał się syna).
Podsumowując. Jako młody chłopak, po pierwszym odejściu Jordana z koszykówki (1993), szukałem dla siebie nowego wzoru do naśladowania. Pojawiły się nowe gwiazdy jak Grant Hill, Penny Hardaway, czy Shaquille O’Neal…. jednak to właśnie magia Ojauwona podziałała najbardziej. Ćwiczyłem jego pivoty, rzuty, pracę nóg, choć nie było wtedy Internetu, a jedynym źródłem inspiracji był program TVP2 i słynne „Hej, hej, tu NBA” (Kto pamięta? Ilu nas jest? Wrzucajcie komentarze pod artykułem). Do dziś Olajuwon jest dla mnie najlepszym centrem w historii NBA, który moim zdaniem poradziłby sobie również we współczesnej koszykówce. Czemu tak myślę? No cóż, bo o mocy „dream shake” przekonali się Lebron James, Kobe Bryant, Dwight Howard i nasz Marcin Gortat. Wszyscy pod okiem Olajuwona szkolili się w dalszych etapach swoich karier. To jak im poszło i kto jest bliżej ideału oceńcie sami.
Pozdrawiam
Marek Staszewski.