Czarodzieje bez magicznej iskry…

W sporcie istnieje pewna niepisana zasada mówiąca o tym, że najbardziej wyróżniającym miastem w rozgrywkach musi być zawsze stolica. Jeśli nie, to zawsze musi być przynajmniej w czołówce. Sprawdza się to w Europie, obu Amerykach i Azji. W koszykówce, piłce nożnej i hokeju. Z reguły stolice są dominatorami nie tylko sportowymi, ale również gospodarczymi. Dlaczego więc Waszyngton jest niechlubnym wyjątkiem?

Ekipa Buzzera nie zajmuje się ekonomią, lecz koszykówką. Postaramy się więc odpowiedzieć na to pytanie z perspektywy koszykarakiej. Czy w stolicy jest jakaś szansa na lepsze jutro, czy będzie się to powoli rozpadać, niczym amerykańskie autostrady z czasów zimnej wojny? Zapraszamy do lektury…

Bartosz/Masochista:

Pamiętacie jeszcze mistrzowski zespół Washington Bullets z 1978 roku? Nie za bardzo? No cóż, trudno się dziwić. Nie jest to jeden ze słynnych składów mistrzowskich, który na stałe wpisał się w kanony ligowe. Raczej jest to jedyne pocieszenie fanów Czarodziejów, którzy w starszym wieku mogą powspominać jak to kiedyś było. Cała historia drużyny jest dość burzliwa. Wielokrotnie przenoszona z miasta do miasta. Liczne zmiany nazw i właścicieli. Zaczynali od Chicago Packers, potem byli Baltimore Bullets, aż skonczyło się na Czarodziejach z Waszyngtonu – Washington Wizards. Z perspektywy wieloletniej drużyna jest dość przeciętna. Więcej przegranych niż wygranych w swojej historii. 29 startów w Playoffs. W ostatnich latach jednak regularni bywalcy w górnej ósemce. W ich trykotach biegali tacy zawodnicy jak Earl Monroe (słynny „Black Jesus”), Gilbert Arenas czy Chris Webber. Nie są to może ponad wybitne jednostki, ale swoje na kartach historii zapisali. Abstrachując od starych czasów, ostatnie lata wcale nie były takie nieudane dla Wizards.

Toczyli piękne boje w Playoffach z Bostonem, po których krew lała się po całym parkiecie. Niestety nigdy nie umieli wyjść ponad pewną granicę. Eks drużyna Marcina Gortata szła coraz niżej, aż w końcu wpadła w omawiany kryzys. Jak to tego doszło i jaka jest tego geneza? Myślę, że trzeba zacząć od najważniejszego – pieniędzy i picków. Sytuację przedstawi Bartas, czyli specjalista do pieniężnych, draftowych i kontraktowych kwestii specjalnych.

Bartosz/Bartas:

Zaczniemy temat o pieniądzach i machinie wyborów draftowych.

W stolicy ewidentnie nie przywiązują uwagi do wyborów w drugiej rundzie.

Czarodzieje, przehandlowali swoje picki w drugiej trzydziestce draftu, aż do roku 2022. Tym sposobem:

Wybór drugiej rundy 2019 – wysłany do Charlotte.

Wybór drugiej rundy 2020 – wysłany do Milwaukee.

Wybór drugiej rundy 2021 – Wysłany ponownie do Milwaukee.

Wybór drugiej rundy 2022 – wysłany do Cleveland.

To dość specyficzne posunięcie stolicy, stosowane od kilku ładnych sezonów. Tym właśnie sposobem, zawodnicy tacy jak Issuf Sanon, Edmond Sumner, Isaia Cordinier, Aaron White, Glen Rice, Nate Wolters, Arslan Kazemi czy Jordan Clarkson, zbyt długo nie zagrzali miejsca w klubie. Przesłanie jest proste. Nawet jeden gracz z drugiej rundy w ostatnich sześciu latach, nie znalazł dla siebie miejsca w rotacji z Dystryktu Kolumbii. Dodatkowo kilku z nich, zostało natychmiastowo odesłanych do innych drużyn. Nie licząc Jordana Clarksona, odesłanego w noc draftu do Lakers, pozostała grupa pozostaje dla wielu anonimowymi graczami, którzy zaginęli zanim jeszcze zaistnieli. Wniosek jest oczywisty, zarząd w stolicy nie interesują półśrodki. Druga trzydziestka jest traktowana raczej z przymróżeniem oka, pomijana w przyszłorocznych planach władz.

Wybór drugiej rundy od Hawks w nadchodzącym roku, jedynym wyborem w miejscach 30-60 w kolejnych czterech latach. Całą teorię potwierdza fakt, iż pierwotny wybór DC, został już wcześniej odesłany do Charlotte. Znacznie lepiej sytuacja wygląda w odniesieniu do picków pierwszej rundy. Głośno analizowana wizja budowy, wymusiła na sterujących organizacją, szanowanie wyższych wyborów w najbliższych latach. Tym sposobem, Waszyngton nadal posiada wszystkie siedem picków 1-30, aż do roku 2025. Nie bierze również pod uwagę możliwości handlowania przyszłymi potencjalnymi gwiazdami ligi. General Manager klubu, Ernie Grunfeld, idzie w temacie draftu krok dalej, wyrażając wstępne zainteresowanie handlem swoimi gwiazdami, właśnie za wybory pierwszej rundy. Taki ruch, był dla wielu zapowiedzią budowy od fundamentów, poświęcającej obecne ikony rotacji.

Sprzeczne sygnały wysyłał jednak Ted Leonsis, właściciel klubu. Milioner z Marylandu, w wywiadzie dla ESPN, zapowiedział, że Beal i Wall nigdzie się nie ruszają. To ponowny bałagan informacyjny, krótko po wypowiedziach na temat Scotta Brooksa. Po koszmarnym początku sezonu, GM zapowiadał rozważenie wielu opcji. Właściciel natomiast oznajmił, że ma zaufanie do byłego trenera OKC, oraz że ten nigdzie się nie rusza. Ciężko jednostronnie wspominać wybory w ostatnich dziesięciu latach. Z jednej strony nazwiska takie jak Wall czy Beal, wpadkami uznać nie można. Nadal to jednak daleka droga do trafności Warriors czy Bucks. Na rzecz wspomnianego Walla, odrzucono George czy Cousinsa. Beal wygrał w wewnętrznym głosowaniu na rzecz Lillarda. W 2011 roku, z szóstym numerem wybrano Jana Vesely. Więcej napisać nie trzeba.

W tym momencie płynnie przejdziemy do innego priorytetowego zagadnienia w kontekście Wizards, finansów i kontraktów. Musimy zacząć od brutalnego faktu na samym początku. W całej Konferencji Wschodniej, nie ma drugiej drużyny z takim bałaganem kadrowym. Chaos sprawia, że nikt nie może być ostatecznie pewny swojej przyszłości. Po sezonie, koniec umów aż dziesięciu zawodników.

O ile za graczami takimi jak Jordan McRae, Chasson Randle, Devin Robinson czy Gary Payton, nikt tęsknić nie będzie, tak za pozostałymi wolnymi strzelcami, już tak. Zdolny Thomas Brytant, doświadczony Jeff Green, nieustępliwy Markieff Morris, niedoceniany Tomas Satoransky czy doświadczony Trevor Ariza. Czarodzieje bez odpowiednich ruchów transferowych, stracą ich wszystkich po sezonie. Kontuzjowany Dwight Howard, po obecnych rozgrywkach z opcją zawodnika za niecałe sześć milionów zielonych.

Mimo utraty tak wielu graczy, zawrotne 117 milionów na sezon 2019/2020, już zostaje zajęte przez kosmiczne kontrakty gwiazd drużyny. Właśnie to zagadnienie, wydaje się być jednym z największych problemów Wizards. Francuz Ian Mahinmi, nie występując nawet w pierwszym składzie WW, zgarnia 32 miliony za dwa lata.

Powszechnie krytykowany Otto Porter Jr., zarobi 84 miliony dolarów do końca 2021. Ostatni rok, jest jednak opcją gracza. Sama suma jest nieporozumieniem samym w sobie, uznawanym obok 50 milinów Chandlera Parsonsa, za jedno z największych nieporozumień obecnej NBA. To właśnie wychowanek legendarnego Georgetown, jest najczęściej uwzględniany w plotkach dotyczących transferu. Jazz, Mavericks i Pelicans, pod sam koniec stycznia wyraziły duże zainteresowanie skrzydłowym.

Pod nieobecność kontuzjowanego Walla, Bradley Beal wyrasta na prawdziwego dyrygenta miasta Białego Domu. Jego kontraktowe 83 miliony, nie bolą aż tak bardzo. Starania Raptors czy Knicks, w celu podpisana trzeciego wyboru draftu 2012, w pełni potwierdzone postawą w pomalowanym. Beal, jest najlepszym strzelcem klubu, ze średnią 24.7 puntów na mecz. Od trzech sezonów, statystycznie nie schodząc poniżej bariery 20 oczek. Nadal stosunkowo młody zawodnik, powinien pozostać w klubie, którego jest częścią już od ośmiu sezonów.

Tutaj dochodzimy do genezy problemu. Niebotyczne 192 miliony Johna Walla, do końca 2022/23. Gracz przed kontuzją, znacznie obniżył loty. Skuteczność rzutowa powodowała podniesienie ciśnienia. W mojej zaskakującej dla wielu opinii, pięciokrotny uczestnik meczu gwiazd, nawet w szczytowej formie nie zasługiwał na takie cyfry. Kolosalna suma, wygenerowała nowy problem. Trudno odszukać organizację, gotową na przejęcie takiego cyrografu. Wiele drużyn ligi, jest głodne dobrego gracza na pozycje numer jeden. Drużyny z Orlando, Detroit, Chicago czy Nowego Jorku, regularnie wyrażają zainteresowanie Rozierem, Fultzem czy Walkerem. W żadnym z tych przypadków nie wchodzi jednak w grę tak diabelski kontrakt. Pistons wobec umowy Griffina, a Magic wobec nowej oferty dla Vucevica, nie są w stanie odszukać w budżecie wolnych blisko 170 milionów dolarów. W tym momencie podpadamy w impas, do którego nie są w stane przyznać się dowodzący Washington Wizards. Przehandlowanie Mahinmiego i jednego z wielkiej trójki, wydaje się być największą szansą na pozytywne zmiany w stolicy. Ciężko wyobrazić sobie trafione transfery, dysponując tak małym miejscem w budżecie.

Śladami drużyn wzorcowo budowanych w ostatnich latach, jak Trójka Suns-Hawks-Kings, budowa DC tak na prawdę jeszcze nie ruszyła. Nie licząc już nie najmłodszego Walla, tylko Troy Brown ma długi kontrakt z organizacją. Były gracz uniwersytetu Oregon, został wybrany z piętnastym numerem ostatniego draftu. Gracz z Las Vegas zawodzi jednak na całej lini, będąc bez szans w rywalizacji z doświadczonymi kolegami. Zawodnik jeszcze nigdy nie rozpoczął spotkania w wyjściowym składzie, pojawiając się na parkiecie tylko w 28 spotkaniach.

Na zakończenie, należy wspomnieć o siedmiu milionach kontraktu Sama Dekkera, ważnego do 2020 roku. Przyszłe losy gracza z Wisconsin, leżą jednak rownież w rękach zarządu z Capital One areny. I to by było na tyle, przekazuję pałeczkę dalej.

Bartosz/Masochista :

Sprawy kontraktów, picków i mniej więcej obraz na przyszłość mamy wyjaśniony. Szerszą perspektywę zostawmy na później, teraz chciałbym zająć się omówieniem aktualnej dyspozycji Wizards i kadry pod względem statystycznym i efektywnym. Wizards zajmują 10 miejsce w Konferencji Wschodniej, tuż za Detroit Pistons. Bilans 22-29 depcze po piętach ekipie z Motor City, lecz do ósmych Heat jest troszkę im brakuje. Kilku zwycięstw, które przychodzą z dużym trudem. Pomimo tego, że od kontuzji Walla wcale nie radzą sobie źle, to brak drugiej gwiazdy może na końcowym etapie sezonu zakończyć marzenia o tegorocznych Playoffach.

I od Walla zaczniemy. Bartas wspomniał jak ciężko będzie tym graczem handlować. Monstrualny kontrakt wiąże rozgrywającego z Czarodziejami na lata, nie da się ukryć. Chyba, że znajdzie się za przeproszeniem idiota, który ten kontrakt przejmie. Przed kontuzją Wall zaliczał 20 punktów i 8 zbiórek na mecz. Średnia dobra, ale wpływ na grę zespołu już niekoniecznie. Zatrzymywanie gry, ograniczanie kolegów i nieumiejętność dostosowania swojego stylu gry do taktyki trenera. Już nie wspominając o dużym regresie rzutowym.

Zainteresowanie Bradleyem Bealem wykazywało wiele zespołów. Świetny strzelec, który od zawsze jest związany ze stolicą. Prawie 25 punktów i po 5 zbiórek i asyst na mecz. Prawdziwy lider w momentach kryzysowych, potrafiący grać często dużo mądrzej od Walla. Niestety czasem wymięka w końcówkach. Bardzo trudno mi ocenić jego perspektywę na przyszłość. W mojej głowie przeważa myśl, która sugeruje zmianę otoczenia. Wyjdzie to na dobre i zawodnikowi i całej organizacji, która i tak zamierza ostro tankować w najbliższym czasie.

Otto Porter Jr. to jedno wielkie nieporozumienie. Jeden z najbardziej absurdalnych kontraktów jakie widziała ta liga. Gracz zaliczający ciągły regres w ostatnim czasie. Bardzo nieustabilizowana forma. Zaledwie 12 punktów i 5 zbiórek na mecz. Za te pieniądze powinien jeszcze sprzątać całą halę po meczach, myć parkiet i robić za ochroniarz podczas meczów NHL i WNBA w Capital One Arena. Wizards pozostaje przeczekać jego wysoki kontrakt, aby w końcu się go pozbyć. Ale no cóż, co zarobił to jego…

Pewnym fenomenem jest dla mnie Thomas Bryant. Nie fenomenem pod względem gry, ale pod względem głupoty włodarzy Los Angeles Lakers. Dlaczego go oddali i ile taki złych decyzji podjęli, to jednak temat na osobny artykuł. Thomas zalicza bardzo solidny sezon, 9 punktów i 6 zbiórek na mecz. Jest bardzo solidnym wzmocnieniem z ławki i rozwija się bardzo szybkim tempie. Jeśli uda się go utrzymać Czarodziejom, powinni wyjść na tym bardzo dobrze. Waleczny w trumnie i bardzo dobrze zbierający Bryant może być jedną z podstaw budowy nowych Wizards.

Można jeszcze wspomnieć o Arizie, który latem zamienił Phoenix na stolicę. Zamiast tego mamy dla was krótką relację z rozmowy z nim i Otto Porterem, jaką udało się przeprowadzić Mariuszowi podczas London Game w tym roku.

Mariusz :

Tak się zlozylo, że artykuł ten zbiegł się w czasie z moją wizytą w Londynie, gdzie Wizards w dramatycznych okolicznościach pokonali podczas NBA Europe, ekipę Knicks. Dzień wcześniej podczas Tissot NBA Lounge Party, udało mi się zamienić kilka zdań z Trevorem Arizą oraz Otto Porterem. Przede wszystkim temat zakręcił się wokół prawdziwej bitwy, jaką kilka dni wcześniej Wizards stoczyli u siebie z Raptors.

Ariza wyraźnie rozżalony, stwierdził, że sędziowie tego wieczoru zadecydowali o porażce jego zespołu. Wracając do tematu, na pytanie, czy Wizards faktycznie lepiej wyglądają na parkiecie bez Johna Walla, Trevor odpowiedział:

„Nie można w taki łatwy sposób odpowiedzieć na to pytanie. Kiedy mamy w składzie Johna, nasz system gry jest całkowicie inny, to nie jego wina, że często nie potrafimy wspólnie wywiązać się z zaleceń trenera. To jest naszym głównym problemem. Wciąż szukamy swojej tożsamości na parkiecie. Kiedy Johna nie ma wśród nas, większa odpowiedzialność spada na nas wszystkich i wtedy często wychodzi coś, co i tak byłoby łatwiejsze, kiedy byłby obok” – Trevor Ariza.

Zapytany o okoliczności transferu z Phoenix, przyznał że na dziś, nie żałuje swojej decyzji o dołączeniu do Suns, a jego przenosiny do Waszyngtonu, to element tej gry.

„Akceptujesz to i robisz swoje” – Ariza.

Jak widać Trevor nie użył słów, które mogłyby zaszkodzić i tak nie łatwej sytuacji w zespole.

Fot. Wojciech Figurski

Bardziej wylewny był za to Otto Porter, tylko problem w tym, że na nieco inny temat. Porter wylał bowiem morze sympatii na temat naszego kraju i Marcina Gortata:

„Gortat to mój wielki przyjaciel i wciąż bardzo miło wspominam pobyt w Polsce. Marcin to taki gość, którego profesjonalizm bardzo Ci imponuje, i masz ochotę go naśladować” – Otto Porter.

Zapytany o obecną sytuacje w zespole, odparł krótko:

„Nie jest nam łatwo zaakceptować tą sytuację. Kiedy w ostatnich Playoffs walczyliśmy z Raptors, mieliśmy przeświadczenie, że stać nas na więcej. Że kolejny sezon przyniesie jeszcze lepszy wynik. Jak narazie kontuzje nie rozpieszczają, ale to dotyka każdego. Brak Walla to dla nas ogromna strata, która dodatkowo daje mediom sporo tematów do pisania. Musimy to zaakceptować i dalej wierzyć że Playoffs jest możliwe” – Otto Porter.

Bartosz :

Jak widać zawodnicy mają jeszcze jakąś nadzieje, że uda się uratować ten sezon. A może to tylko takie kosmopolityczne gadanie? Nie wykluczone. Jakoś trudno mi uwierzyć, że drużyna z Samem Dekkerem, Ianem Mahinmim i wiecznie kontuzjowanym Dwightem Howardem może sobie jakoś poradzić i dogonić Heat. Nawet jeśli się uda, to prawdopodobnie czeka ich sweep od Bucks. Najbardziej szkoda mi w tym wszystkim Thomasa Satoranskiego. Bardzo niedoceniany gracz naszych południowo-zachodnich sąsiadów, za małe pieniądze robi robotę ponad miarę. Sprawdził by się na na pewno jako rezerwowy w drużynie z czuba tabeli.

I jak to wszystko zakończyć? Co powiedzieć, jak pocieszyć kibiców Czarodziejów w obecnej sytuacji? Trzeba wierzyć, że plan przebudowy nie będzie prowadzony chaotycznie, tak jak dotychczas cała drużyna. Na zakończenie tylko dodam, że Wizards są dla mnie metaforą współczesnej Ameryki. Tej, której nie chcą zauważać media. Budowana na szybko, bez większego planu na przyszłość z chaosem u podstaw. Wokół wszędzie są rzeczy bogatsze, a o tej drużynie Amerykanie zapomnieli. Rozpada się jak stare mosty, pęka jak autostrady i zanieczyszcza atmosferę jak stare samochody. Przyszłość jest bardzo krucha i tylko od ludzi związanych z klubem zależy jak potoczy się sytuacja. A jak wiadomo, wszystko będzie zależeć od zysków generowanych przez zespół. Taki mamy świat i nic już z tym nie zrobimy.

Hej, Hej, tu NBA! Mówiła do Was ekipa Buzzera, Cześć!

Zdjecia: Zródło NBA, Los Angeles Times, ZulawyiMierzeja.pl,

Redagował: Buzzer, Bartek Barkowiak & Bartek Jaglarz

Oprawa graficzna: Padre