Durantula bez ukłonów wobec Króla! No Splash Brothers, No Problem! Wielki mecz KD w Ohio! Sweep coraz bliżej…

 

NBA Finals 2018 – Game 3

(GSW prowadzi 3-0)

 

Golden State Warriors 110 – 102 Cleveland Cavaliers

Kozak meczu: Kevin Durant – 43 punktów, 13 zbiórki i 7 asyst

Początek tego meczu to mega pompka ze strony Cavaliers. Gospodarze nie tylko szybko urwali dwie trójeczki, ale dodatkowo LeBron popisał się kolejnym kosmicznym zagraniem w tych Playoffs, zapewniając sobie kolejny plakat na pierwszych stronach wszystkich możliwych sportowych gazet!

Tym samym gospodarze bardzo niegościnnie wyszli na prowadzenie 14-4. Pierwsze punkty w tych finałach zdobył powracający do gry Andre Iguodala.

Cavs kontynuowali zespołową grę, w ich szeregach punktowali głównie J.R Smith oraz Love. Mimo krytyki, Coach Lue postanowił ponownie na J.R, który przynajmniej na początku robił co trzeba. Ciąg do kosza miał zawsze świetny, ale do tej pory niepotrzebnie chował się na dystansie.

Warriors jako jedyni w tej lidze potrafią w sekundzie odrobić wszystko i tym razem ponownie to zrobili, odrabiając w 3 min 12 punktów, doprowadzając do remisu po 26. 

Ostatecznie dzięki trójce Greena Cavs wyrwali tę pierwszą ćwiartkę jednym punktem, 29-28. Chcieliśmy zmian, były. Inna rotacja Cavs ma być elementem sukcesu w tym spotkaniu.

Druga kwarta bez wątpienia godna finałów. Dobre wejście w mecz i pierwsza pomyłka Shauna Livigstona, któremu kontuzje zabrały niejedno powołanie do meczu gwiazd.

Drugie 12 minut wyglądało do złudzenia jak… poprzednie mecze,tyle że role się odwróciły. Po stronie Golden State hero ball Kevina Duranta, który wziął na swoje barki poczynania ofensywne drużyny, niczym LeBron w poprzednich spotkaniach.

Po stronie gospodarzy koalicja James-Love-Hood, którzy zdobywają w sumie 22 punkty.

Nieco zapomniany Hood tym spotkaniem może sobie zapewnić gruby portfel na następne lata. Jest o co grać.

Spore zaangażowanie na chronionej połowie gospodarzy. Duża w tym rola świetnej gry duetu Thompson – Nance, nie bez wkładu pozostał również cenny w meczach o życie Jeff Green.

Po drugiej stronie spore problemy z realizowaniem dotychczasowych zagrań „podaj i idź” Currego i Klaya, którzy do tego momentu trzymani są w sumie poniżej 10 pkt. Przedwczesną wizytę w szatni zaliczył Andre Igoudala, oby to nic poważnego, bo to kluczowy defensor po stronie Mistrzów. Do przerwy 58-52 dla Cavaliers po 3 pkt zamykających połowę Duranta.

Po przerwie nie zwalniał Durant, który ciągnął Warriors na swoich barkach.

Wciąż niewidoczny w ataku był Curry. Mimo tego, to właśnie osobiste Stefka wyprowadziły Warriors na pierwsze prowadzenie, 63-61. Odpowiedz Cavs wyjątkowo efektowna, Tristan Thompson wykorzystując asystę LeBrona, zaimponował chyba nawet samemu sobie.

W tym momencie skrzydła rozwinęli Warriors. Kolejne asysty i fantastyczna komunikacja w ataku powiększała ich przewagę. Nawet JaVale w tym momencie wnosił wiele. Raz jeszcze po obu stronach różnicę robił Green. Kolejne minuty to konkurs za 3.

Do szatni udał się Curry, który jak do tej pory 1 na 11 z gry! Mimo popisów Duranta, który w samej tylko 3 kwarcie zdobył 10 punktów, Cavs trzymali wynik, przegrywając 83-81.

Zwykle receptą na zatrzymanie Warriors jest powstrzymanie od licznych zdobyczy punktowych duetu Curry-Klay. To udało się dzisiaj Cavs. Jednak w szeregach zespołu z Oakland jest gro zawodników, którzy stanowią przewagę nie do zniwelowania. Jednym z nich był dzisiaj Kevin Durant, który chcąc nie chcąc, zmuszony został do bycia LeBronem Jamesem  z Kalifornii. 4 kwarta to popis jego umiejętności. W sumie zgromadził 43 punkty. 13 zbiórek i 7 asyst.

Cavaliers długo trzymali wynik w okolicach jednego posiadania, duża w tym zasługa 10 w karierze w finałach Triple-Double LeBrona (33-10-11), a także 20 pkt i 13 zbiórek Lova, jak również 13 i 15 punktów odpowiednio Smitha i Hooda. To było jednak za mało na rozpędzającą się maszynę z okolic San Francisco.

Ostatnie 4 minuty to cios za cios, ostatecznie trzypunktowy rzut z dziewiątego metra Duranta nad bezradnym, 15 cm niższym JR’em zakończyła spotkanie.

W tym meczu Golden State nie było wyraźnie lepsze, czy skuteczniejsze. Mecz prowadzony był dość sprawiedliwie, przy czym Cavaliers dopiero w 3 kwarcie udali się po raz pierwszy na linię osobistych. Mecz nr 3 to typowa walka o każdą piłkę, mecz walki i heroizmu po obu stronach. Ostatecznie wygrywają aktualni mistrzowie 102-110, kolejny mecz z piątku na sobotę o 3 w nocy naszego czasu.

To ostatnia szansa na zachowanie honoru dla gospodarzy spotkania, być może również ostatnia dla fanów z Ohio, by podziwiać w uniformie Cavs LeBrona Jamesa. Podobnie jak Mistrzowie nie muszą udowadniać, że nimi są, tak Król nie musi udowadniać, że tytuł najlepszego zawodnika ligi wciąż należy do niego. W tym momencie żaden kibic Kawalerii na świecie nie może mieć za złe ewentualnej przeprowadzki LeBrona do innego miasta. Dla Ohio zrobił wystarczająco…

Redagował Mr Buzzer i gościnnie Marek „Tank” Ganczaruk. Efekty specjalne by Padre.