Indiana Pacers (45-31) 112 – 114 Boston Celtics (45-31)
Kozak meczu: Kyrie Irving – 30 pkt, 2 zb. i 5 as.
Podczas tego meczu nie pachniało Playoffs, tylko wręcz śmierdziało! Wszystkie znaki na niebie wskazują, że tak właśnie będzie wyglądać jedna z par pierwszej rundy Playoffs na wschodzie. Pytanie, czy przewagę własnego parkietu będą mieli Pacers czy Celtics? Dziś to była bitwa o Boston, i o psychologiczną przewagę przed decydującą cześcią sezonu. Ile to razy w ostatnich latach, bohaterem tych pojedynków był Victor Oladipo. Sprawdziłem, i okazuje się że aż trzykrotnie Victor decydował, podczas ostatnich dwóch sezonów, o zwycięstwie Pacers, zdobywając kluczowe punkty w końcówce. Problem w tym że lider Indiany kontuzjowany, co nie przeszkodziło dziś Pacers, w tym aby udowodnić Celtics, że czeka ich trudne zadanie w Playoffs. Ten mecz, a szczególnie ostatnia kwarta, to prawdziwa koszykarska poezja! Cios za cios i kilkanaście pięknych akcji, z bohaterem w tle. Kyrie Irving, którego wielu krytykuje, raz jeszcze udowodnił, że to właśnie jemu należy podać piłkę w decydującym momencie. To w jaki sposób ten wariat, potrafi zakręcić rywalem, lub rywalami, budzi mój ogromny szacunek.
Tego się nie da obronić, można tylko liczyć że Kyrie przestrzeli. Dziś ten jego game winner na 0,5 sekundy przed końcem obejrzy każdy! Mimo klasy Bogdanovica ( 27 pkt ), Younga ( 18 pkt ) i Turnera ( 15 pkt ), Boston obronił TD Garden. Irving z dorobkiem 30 oczek, ze wsparciem od Horforda ( 19 pkt ), i Baynesa ( 13 pkt i 13 zb ). Warto też wspomnieć o Smarcie, który ustrzelił w końcówce kosmiczną trójkę, i w całym meczu uzbierał 4 przechwyty. Ta seria rozgrzeje publikę w Playoffs. Szacun dla Indiany, jak oni walczą!
Portland Trail Blazers (48-27) 118 – 98 Atlanta Hawks (27-49)
Kozak meczu: Damian Lillard – 36 pkt, 3 zb. i 7 as.
Osłabieni brakiem Nurkica i McColluma, Blazers liczą teraz na wielkie dni Lillarda. Ten niesamowity strzelec, który podkreśla swoją wierność do Rip City, udowadnia, że Portland nie załamują rąk, tylko walczą dalej. Dziś ten mecz to przede wszystkim pozytywna historia pierwszej kwarty, w której oglądaliśmy pojedynek 1 na 1 pomiędzy Lillardem a Youngiem. Oba świry nie tylko z dalekimi ciosami zza łuku, ale dodatkowo z kozackimi wjazdami pod kosz. Jeden i drugi na poziomie 18 pkt po pierwszej ćwiartce. Young nabiera pewności siebie! Od drugiej kwarty, przewaga Blazers wzrastała, ponieważ goście nie oddali Hawks nawet jednej ćwiartki. Tym samym Portland wygrywa po raz 6 z rzędu. Lillard ( 36 pkt ), Aminu ( 17 pkt ), Kanter ( 15 ). Po stronie Hawks Young ( 25 pkt ), Collins ( 20 pkt ). Może tak Gortat na ratunek z ławki, aby wesprzeć Kantera, pod nieobecność Nurkica.
Golden State Warriors (51-24) 130 – 131 Minnesota Timberwolves (34-41)
Kozak meczu: Stephen Curry – 37 pkt, 3 zb. i 5 as.
Ilość pozytywnych i negatywnych historii Timberwolves w tym sezonie, to materiał na dobrą książkę. Po pierwszej połowie starcia z mistrzami, osłabieni brakiem Rose, Teague, Gibsona i Covingtona, gospodarze przegrywali różnicą 14 punktów. Mimo tego nie poddali się i ruszyli do odrabiania strat, ponieważ wyczuli że mistrzowie uwierzyli już w łatwe zwycięstwo na wyjeździe. Po przerwie Wolves nie tylko odrobili straty, ale dodatkowo wyszli na prowadzenie, i nagle to Warriors musieli gonić w końcówce. Celne osobiste Greena, przedłużyły ten mecz o dogrywkę, w której to Wilki raz jeszcze uciekły faworyzowanym gościom z Oakland. Ostatnie 30 sekund gry, to istne jaja i sporo pretensji gości do sędziów. Kiedy przy stanie 130-127, trójkę ustrzelił Durant, dodatkowy gwizdek, oznaczał szanse na 4-punktową akcje, ale sędzia uznał że faul nastąpił przed rzutem. Gracze Warriors byli wściekli. Na wszystko odpowiedział 11 trojka w meczu Curry, którego nie mam pojęcia, dlaczego nie faulował Bayless. Curry wymownie zamachal do sędziów, którzy po chwili ponownie zagotowali cały zespół Warriors. Kiedy na 0,5 sekundy przed końcem, piłkę z boku wyprowadzali Wolves, sędzia odgwizdał faul Duranta na Townsie. Wykorzystany rzut osobisty dał zwycięstwo miejscowym! Warriors mogą mieć lekką pretensje do siebie, ponieważ uczciwie myślę, że trochę zlekceważyli Minny w drugiej połowie, ale sędziowie też nie w formie. Po stronie gospodarzy, aż 8 graczy z podwójną zdobyczą, na co nie wystarczyło 11 ciosów zza łuku Currego ( 37 pkt ).
Denver Nuggets (51-24) 115 – 105 Oklahoma City Thunder (44-32)
Kozak meczu: Jamal Murray – 27 pkt, 5 zb. i 9 as.
Mamy kolejny wielki duet w tej lidze. Trzeba to przyznać i pochwalić jednocześnie dwóch liderów z Colorado. Jamal Murray i Nikola Jokic, czyli duet, którego współpraca przez cały sezon, wciąż może dać jedynkę na zachodzie. Dziś na trudnym terenie w Oklahomie, to liderzy Nuggets, odprawili duet gwiazdorów Thunder. Kiedy pod koniec 3 kwarty, goście uciekli na 10 punktów, to gospodarze znaleźli w sobie trochę paliwa, aby ponownie podgonić ekipę z Denver. Wtedy ponownie Jokic zaczarował kilkukrotnie pod koszem i to Nuggets zdobywają parkiet w Okc. Jokic 23 pkt, 16 zb i 3 asysty, Murray 27 pkt, 5 zb i 9 asyst. Thunder odpowiedzieli 52 punktami duetu swoich All-Star, ale dziś było to za mało, choć cieszy mały progres formy Adamsa. Tym samym Nuggets po raz 4 pokonali Thunder w tym sezonie, a nie wiele brakuje, aby trafili na siebie w pierwszej rundzie Playoffs.
Washington Wizards (31-46) 124 – 128 Utah Jazz (46-30)
Kozak meczu: Donovan Mitchell – 35 pkt, 5 zb. i 5 as.
Sporo emocji w Salt Lake City! Nie wiem czy zauważyliście, ale to właśnie Jazz są w tej chwili w najlepszej formie w całej lidze. Ekipa z Utah, wygrała 9 z ostatnich 10 spotkań, bijąc swoich rywali, średnio różnicą 15 punktów. Na ich teren wpadli dziś Czarodzieje ze stolicy, którzy wysoko postawili poprzeczkę gospodarzom. Jeszcze na 2:30 do końca 4 kwarty, to Wizards prowadzili 116-114. Jazz dzięki bardziej zespołowej grze w końcówce, uratowali ostatecznie tyłki, wygrywając po raz kolejny. Kluczowy faul w ataku Portisa, który nie potrzebnie przepychał się z Inglesem. Świetny pojedynek Beal ( 34 pt ) vs Mitchell ( 35 pkt ). Utah podobnie jak w zeszłym sezonie, w wielkiej formie na same Playoffs, w których powalczą z każdym. Na dziś ich rywalem byłoby Houston, czyli szansa na rewanż za pólfinał zachodu sprzed roku.
Charlotte Hornets (35-40) 115 – 129 Los Angeles Lakers (34-42)
Kozak meczu: Lebron James – 27 pkt, 3 zb. i 9 as.
Na kolejne cenne zwycięstwo na parkiecie Lakers, liczyli dziś Szerszenie z Charlotte. Po tych niesamowitych, zwycięskich bojach przeciwko Raptors, Celtics, Spurs przyszło starcie z teoretycznie słabszym rywalem ze Staples Center. Problem w tym, że po drugiej stronie wciąż biegał dziś Lebron, który wspólnie z kumplami, dosyć łatwo pokonał dziś Hornets. Tym razem zabrakło herozimu Kemby, oraz podobnego zrywu zespołu z Charlotte, co miało miejsce w poprzednich spotkaniach. O wszystkim głównie zadecydowała 2 kwarta, w której Lakers uciekli na bezpieczną przewagę, której nie oddali już do końca. Caldwell-Pope ( 25 pkt ), James ( 27 pkt ), Kuzma ( 20 pkt ). Po stronie Hornets Kemba ( 24 pkt ), Bacon ( 21 pkt ). Hornets wciąż walczą o cud, Lakers coraz bliżej wakacji.
Zdjęcia: Źródło NBA, Nba Talk, MSTF, UltraSports.
Wideo: Źródło YouTube/HH, YouTube/MS, YouTube/RFS, YouTube/FD, YouTube/SK, YouTube/Espn, YouTube/MGLHighligts.
Redagował: Buzzer.