Hej, hej, tu Buzzer NBA! 52 punkty DeMara DeRozana. Raptors lepsi od Bucks w dorywce

Orlando Magic (12-26) 95-98 Brooklyn Nets (14-23)

Kozak meczu: Jarrett Allen 16 punktów (7/8), 6 zbiórek, 2 bloki

W pierwszym meczu nowego roku nie zabrakło emocji w Broklynie, gdzie Nets do ostatnich sekund walczyli o wygraną z Orlando! Jeszcze na zaledwie 2:21 przed końcem, to gospodarze przegrywali różnicą 4 punktów, ale dzięki trójce Dinwiddie’ego, a po chwili także pięknym wjeździe rezerwowego LeVerta, to Nets wyszli na prowadzenie, którego nie oddali już do końca. Szanse na zwycięstwo Orlando zmarnowali jeszcze kolejno Fournier i Augustin, dlatego to Nets rozpoczynają nowy rok od zwycięstwa !

Po raz kolejny zwracam uwagę na wysokiego debiutanta Allena. Dziś z ławki w zaledwie 20 minut uzbieral 16 punktów, w tym 7 na 8 z gry.

Wciąż pytam się trenera Nets, kiedy zobaczymy tego młodego dzika w pierwszej piątce?

 

Milwaukee Bucks (19-16) 127-131(OT) Toronto Raptors

Kozak meczu: DeMar DeRozan 52 punkty, 5 zbiórek, 8 asyst (rekord organizacji)

Jeden z najlepszych meczów tego sezonu mial miejsce kilka godzin temu w Toronto, gdzie miejscowi Ratpors podejmowali Bucks. Każdy kto odwiedził dzis Park Jurajski wracał do domu szczęśliwy bo emocje jakie zagwarantowały obydwie ekipy zostaną w sercu na długie lata. Mr. Toronto jakim powoli staje sie DeRozan rozpoczął swój Show od pierwszej kwarty, w ktorej łącznie uzbierał, uwaga 21 punktów! Pojedynek jego z Giannissem oraz Bledose z Lowrym plus czapy Ibaki to prawdziwe ozdoby tego meczu. Do czwartej kwarty to głównie Raptors uciekali na kilka punktów, które szybko odrabiali goście, w ktorych szeregach prawie kazdy gracz zespołu rozegrał dzis cos pieknego w ataku. Dopiero trojka Delllavedowy na niespełna 5 minut do konca pozwoliła po raz pierwszy w tym meczu wyjść Bucks na prowadzenie. Cale szczescie kika sekund pozniej Ibaka efektownie czapowal Antka, dzieki czemu Raptors pozostali w grze, a dzieki kluczowej trójce Lowry doprowadzili do dogrywki. W dogrywce decydującym momentam okazała sie ponowniez trojka ale tym razem ze strony rezerwowego VanVleeta. Dzieki temu Raptors złapali troche oddechu i mimo ambitnej postawy do konca Bucks, obrobili północ przed najazdem „Greckiego Świra”. Derozan absolutnie zwariował, zdobywając swój rekord kariery 52 punkty, w tym 5 trójeczek, do czego uzbierał 5 zbiorek 8 asyst!

Nie wiem jak dla Was ale dla mnie włącza sie do wyścigu o tytul MVP! Mam nadzieję, że w tym sezonie zrobi kolejny krok i udowodni wszystkim, że potrafi również spiąć się na play-offy.

 

Portland Trail Blazers (19-17) 124-120 Chicago Bulls (13-24)

Kozak meczu: Evan Turner 22 punkty (10/14), 4 zbiórki, 6 asyst

No Lillard, no problem – chciałoby się powiedzieć. W tej kwestii można polemizować godzinami. Większość fanów Blazers ogląda mecz z wypiekami na twarzy, ponieważ na pierwszy plan wysuwają się po kolei nazwiska będące dotychczas w cieniu: Moe Harkless, Shabazz Napier, a dzisiaj – zwykle słusznie i mocno krytykowany – Evan Turner. Utrzymanie meczów powyżej 0.500 przy utracie kluczowego gracza skłaniało do przerzucenia liderowania na CJ’a McColluma. To, że w tej chwili Wiatraki są 19-17, to wypadkowa wielu czynników, ale na pewno nie tego, że CJ czy Nurk dźwigają ciężar organizacji. Bardziej zastanawia, jak to w ogóle możliwe, że gracze, potrafiący wypalać jednorazowo, ujawniają się w „efekcie domina”. Kiedy jednemu nie idzie, Stotts stara się ratować mecz. Tak było w przypadku meczu z Chicago. CJ zaczął od 0/4, więc pałeczkę wziął Evan Turner, do bólu grający charakterystyczne dla siebie akcje, często bardzo trudne, ale tego wieczoru skuteczne. Właściwie w kolejnej kwarcie to Portland nie było w stanie powstrzymać grających zespołowo Byków. Roztrwonienie dwucyfrowej przewagi przy takim składzie przychodzi zbyt łatwo (run 23-9 Chicago sporo o tym mówi). McCollum zdobył pierwsze punkty na 3:39 przed końcem pierwszej połowy (1/7), natomiast Nurkić w tym czasie zaliczył ledwie 3 punkty. Portland pod tym względem może zdumiewać. Prawdopodobnie jest jedynym zespołem, który tak bardzo poprawił się defensywnie, a jednocześnie tak bardzo stracił na ofensywnych możliwościach. Dowodzi tego najmniejsza liczba asyst w lidze (658). Evan Turner nie jest typem gracza, który utrzyma ciągłość formy przez cały mecz. Jeśli Portland chciało wygrać, musiało liczyć na odpalenie CJ’a, nieważne czy w 3 czy w 4 kwarcie. Tak się właśnie stało. 14 punktów w trzecich 12 minutach i 31 punktów Blazers pozwoliło utrzymać kontak z Chicago, które w tym czasie zdobyło ich 34.

Czwarta kwarta to znowu trójki Aminu (5/7). Klasycznie w dramatycznej końcówce Stotts postawił na McColluma. Chłopak miał piłkę w dłoniach, by wygrać przed dogrywką. Piłka jednak wyrolowała się z obręczy. Na szczęście utrzymał swoją formę w dodatkowych pięciu minutach, zdobywając kluczowe 6 punktów, mecz kończąc ostatecznie z 32 punktami.

Jeśli idzie o Bulls w tym zestawieniu, Kris Dunn pokazał się z agresywnej strony. Młody rozgrywający był wyróżniającą się postacią, dał dużo dobrego (22 punkty, 7 asyst, 4 zbiórk), natomiast momentami po prostu za bardzo chciał, co przypłacił 9 stratami.

Albo po prostu musiał. Dziwi mnie zachowanie Freda Hoiberga. Czwarta kwarta była wymianą ciosów, obie drużyny szły łeb w łeb. Tymczasem Na 7:34 przed końcem Mirotić już sie nie pojawił na parkiecie. Wcześniej zdążył zdobyć 18 punktów (6/13) i zebrać 10 piłek. Hoiberg argumentował to tym, że Robin Lopez miał powstrzymać Nurkicia, a nie Miroticiowi byłoby trudniej. Okej, tylko że przez 19 minut z Nikolą na parkiecie Bulls byli lepsi od Blazers. Z Miroticiem i Markannenem Bulls rozciągają grę, tworzą więcej miejsca dla Dunna. Zaaplikowana strategia Hoiberga poskutowała tym, że Dunn w dogrywce miał dwie szanse na doprowadzenie do remisu, ale obie szanse zmarnował (druga akcja z pytaniem, czy aby nie było faulu?).

 

Los Angeles Lakers (11-25) 96-114 Minnesota Timberwolves (24-14)

Kozak meczu: Jimmy Butler 28 punktów, 9 asyst

W Lakers dzieje się. Zamiast treningu, spotkanie Luke’a Waltona ze swoimi podopiecznymi. Jakoś reagować trzeba. W tym sezonie spodziewano się na pewno więcej, poczynione ruchy miały dać przynajmniej nutkę nadziei. Wielu mówi o Lonzo Ballu jako o „buście”. Na pewno coś w tym jest, z tymże to raczej szukanie odpowiedzi na problemy, które leżą gdzieś głębiej. Dużo młodzieży, dużo talentu to przede wszystkim duże wyzwanie. Ingram, Kuzma, Ball. Ten tercet ma przed sobą przyszłość, musi jednak okrzepnąć. Potrzebuje rozsądnej wizji. Lakers w tej chwili są kolosem na glinianych nogach – Randle jest niepewny przyszłości, podobnie Clarkson. W to wszystko mieszają się kontuzje, właściwie nie wiadomo, kto powinien grać w pierwszej piątce, na kim się oprzeć. Lakers są rozbici mentalnie. Przed tym spotkaniem 4 porażki z rzędu i 7 z ostatnich 8 spotkań.  Minnesota jest eksploatowana fizycznie, jednak coraz mocniejsza defensywnie, a jedynym jej problemem jest w tej chwili znalezienie zastępstwa na dłuższą metę dla Jeffa Teague’a. Coraz widoczniej widać, że Minny za cel stawia sobie dobre wejście w mecz. Wczoraj zaliczyli run 17-0 z Pacers, dzisiaj 16-0 oglądali bezradni Lakers. Już wiadomo było, jak ten mecz będzie wyglądał dla kibica Lakers…

 

Trzeba też przyznać, że bez Lopeza, Balla, Kentaviusa Caldwell-Pope’a, powstrzymanie LAL, które swój błagalny wzrok kierowało na Kuzmę, było banalnie proste. Już wcześniej to przerabiali. Tyle, że Kyle wtedy tylko nie radził sobie z postami Taja (Gibson z 14 punktami i 5 zbiórkami), a dzisiaj ledwie 2/7 i 6 punktów. Kompletnie rozjechani Lakers na wszystkich frontach, pozwolili uwidocznić się w ataku Andre Wigginsowi (21 punktów, 9 zbiórek, 4 asyst), a jednocześnie tak bardzo nie rażąc po oczach jego splątane nogi w defensywie. Będziemy się powtarzać: Jimmy Butler katalizator i mentor dla Townsa w obronie.

Natomiast drugi garnitur praktycznie nie istnieje, może poza wyjątkiem w postaci Dienga. No i niezmienne katowanie swoich gwiazd, za wyjątkiem dzisiaj Townsa…