Hej, hej, tu Buzzer NBA! Ingram załatwił trójką 76ers. Rakiety niszczą wszystkich na swojej drodze

Los Angeles Lakers (8-15) 107-104 Philadelphia 76ers (13-10)

Kozak meczu: Brandon Ingram 21 punktów, 7 zbiórek, 6 asyst (3-punktowy game winner)

Gdyby ktoś mi powiedział, że osiągnięcie przez Joela Embiida statystyki 33 punktów, 7 zbiórek, 6 asyst, 1 przechwytu, 5 bloków, a do tego jego kompan Ben Simmons zaliczy wielkie triple-double na poziomie 12 punktów, 13 zbiórek i 15 asyst (!), a mimo wszystko nie wystarczy to do pokonania Los Angeles Lakers, uśmiechnąłbym się drwiąco. Prawdopodobnie parsknąłbym, gdyby ktoś jeszcze dodał, że pierwsza piątka 76ers rzuci 91 punktów na 52% skuteczności. NBA jak wiemy nie od dzisiaj rządzi się swoimi prawami, za to ją kochamy. Ta niespodzianka jest o tyle interesująca, że Jeziorowcy zrewanżowali się Philly (a właściwie Embiidowi) za ostatnią porażkę w Staples Center.

Goście rozpoczęli od mocnego uderzenia i właściwie kontrolowali przebieg spotkania aż do czwartej kwarty, w której wydawało się być już wszystko rozstrzygnięte. Znakomite zawody rozgrywał Lonzo. Trzeba przyznać otwarcie, że chłopak problemu z przeglądem pola nie ma żadnego:

Philadelphia jednak spięła ostrogi, odrabiając 17-punktową stratę, głównie za sprawą Bena Simmonsa i Joela Embiida, chociaż i Covington zagrzał się za linią rzutów za trzy. Fatalne pudło Embiida w końcówce mogące dać prowadzenie pozwoliło wyjść z kontrą. Tak na dobrą sprawę rzutu Ingrama by nie było, gdyby nie świetna obrona w kluczowych momentach spotkania Juliusa Randle’a i przegląd pola Lonzo Balla. Ten ostatni rozrzucił dzisiaj najważniejszą piłkę. Atakując z narożnika wzdłuż baseline’u widział, że 6ers szykują się do zablokowania go, wtedy oddał piłkę na obwód:

Jeden Pan, niejaki Brett Brown, trener Philadelphii 76ers, następująco wyraził się o dzisiejszej postawie Brandona Ingrama:

He has a game that reminds you of a young Durant.

76ers po raz kolejny zagrali ze zbyt dużym wykorzystaniem swojego super duetu, jednocześnie zaliczając zbyt dużo strat w stosunku do przeciwnika (18 do 11) i nie mając żadnego wsparcia z ławki rezerwowych. Jedyne punkty z drugiego garnituru dla gospodarzy rzucił bardzo istotny Richaun Holmes, bo Amir Johnson (0/2), T.J. McConnell (0/2) ani Timothe Luwawu-Cabarrot (0/4) nie potrafili znaleźć drogi do kosza, a rozegrali przecież razem aż 57 minut! Trzeba jednak przyznać, że w przypadku procesu Philly Dario Sarić jest istotnym ogniwem. Covington usadowiony na PF, a Redick na SF, a Ben Simmons klasycznym rozgrywającym może mieć kiedyś większy sens, gdy wszyscy goście będą się rozumieć bez słów.

Los Angeles Lakers przerwało wreszcie serię pięciu porażek z rzędu.

 

Washington Wizards (13-11) 109-99 Phoenix Suns (9-17)

Kozak meczu: Bradley Beal 34 punkty

Jeśli Washington myślało o zwycięstwie nawet nad słabym Phoenix – dodatkowo pozbawionym Devina Bookera – to i tak nie mogło sobie pozwolić na chwilę rozkojarzenia. Potwierdził to początkowy wynik spotkania 24-12. To pokazało, że Wizards znowu będą potrzebowali wsparcia Bradleya Beala. Tym razem Panda nie musiał się wspinać na wyżyny swoich umiejętności, nie musiał zdobywać 51 punktów oraz oddawać przy tym 37 rzutów, natomiast powiedzieć, że otrzymał wsparcie z pierwszego garnituru, to jak skłamać pod przysięgą. Otto Porter, Marcin Gortat (przeskoczył na 9 miejscu Jeffa Rulanda w liczbie zbiórek w historii organizacji) i Tim Frazier zdobyli razem zaledwie 15 punktów. Jedynym pocieszającym faktem była dyspozycja Markieffa Morrisa, kończącego spotkanie z 21 punktami i 6 zbiórkami. Beal zdominował mecz wewnątrz łuku. W trzeciej kwarcie zaliczył zwariowanego buzzer-beatera:

Suns potrzebowali zastępstwa na swoją gwiazdę. Uczucia lokować mogli w dwóch miejscach – w Joshu Jacksonie lub TJ Warrenie. Jackson rozegrał dobry mecz, Warren nie popisał się w trzeciej kwarcie i po tym spotkaniu stało się jasne, że Suns bardzo brakować będzie lidera.

 

Oklahoma City Thunder (11-12) 95-100 Brooklyn Nets (9-14)

Kozak meczu: Caris LeVert 21 punktów, 5 zbiórek, 10 asyst, 2 przechwyty, 2 zbiórki

Mecz Oklahomy z Brooklynem został rozegrany w Mexico City na tych samych zasadach, na których zostanie rozegrany mecz Bostonu Celtics z Philadelphią 76ers w Londynie 17 stycznia. Oklahoma musiała sobie w tym meczu radzić bez Paula George’a, który po meczu z Utah nabawił się kontuzji łydki oraz Jeramiego Granta, walczącego z bólem w biodrze. Trudno jednak powiedzieć, by to były straty mogące zadecydować o zwycięstwie lub porażce, gdy weźmiemy pod uwagę brak dwóch kluczowych zawodników rotacji Nets (bez D’Angelo Russella, Jeremy’ego Lina, Isaiaha Whiteheada oraz Seana Kilpatricka (pozbyli się go) i Trevora Bookera, którym Nets pohandlowali w tradzie za Jahlila Okafora).

Najlepszy mecz w karierze rozegrał Caris LeVert, nie tylko zdobywając pierwsze double-double w karierze, ale również rekordowe dla niego 10 asyst. Miał też za zadanie powstrzymać w ofensywie Westbrooka, a jak wiemy, to nie jest takie proste, tymczasem pozwolił mu rzucić zaledwie 5 punktów w ostatniej kwarcie.

Nets dokonali wielkiego cudu. Przez ostatnie 4 minuty i 38 sekund rzucili zaledwie 2 punkty, ale i tak wygrali, zatrzymując defensywą OKC na 16 punktach w ostatnich 12 minutach. Oklahoma przez cały mecz prowadziła i dała sobie wyrwać zwycięstwo w końcówce. Melo zagrał bardzo słaby mecz (albo inaczej: Melo gra źle, gdy dobrze bronią przeciwnicy). Nawet wsady mu nie wychodziły, bo Jarrett Allen:

Wsparcie nie przyszło od Alexa Albrinesa, Steven Adams miał mimo wszystko trudny orzech do zgryzienia. Chociaż rozegrał naprawdę przyzwoite zawody, to wystarczyło, by nie dał z siebie 110%, a Grzmoty znalazły się w tarapatach.

 

 

Houston Rockets (18-4) 112-101 Utah Jazz (13-12)

Kozak meczu: Chris Paul 18 punktów, 9 zbiórek, 13 asyst, 3 przechwyty

Utah wcale nie zagrało złego meczu, właściwie to robiło wszystko, by przeciwstawić się Rakietom. Zaangażowanie Goberta w walce w pomalowanym z Capelą przynosiło na początku element ciekawej rozgrywki, tak samo jak twarda defensywa Trevora Arizy na Donovanie Mitchellu. Było też parę flashowych punktów, jak znakomicie wykończona akcja przez Raula Neto:

Czy trójeczka wykręcona przez Andersona po załatwieniu sprawy przez Chrisa Paula:

O ile Jazz trzymali się na początku, o tyle zostali zajechani w trzeciej kwarcie. Ofensywne możliwości Jamesa Hardena i Ryana Andersona, defensywno-ofensywne Chrisa Paula oraz Trevora Arizy kompletnie zniszczyły gospodarzy. Houston grają bardzo przewidywalną koszykówkę w rozumieniu obserwatora: są skuteczni. Praktycznie każdy element gry na daną chwilę ma gościa, który może zrobić z piłka absolutnie wszystko: Anderson, Ariza, Gordon, Harden, Paul za trzy a w środku na dobitkę/alley-oop/dunk Capelę. Przy tym dodaj crossovery, przegląd pola CP3 oraz jego przechwyty i nagle się okazuje, że paliwa rakietowego nigdy nie brakuje, co zdarzało się sezon wcześniej, gdy Harden wypadał choćby na moment. Z perspektywy przeciwników trudno przeciwstawić się rzutom zza łuku, kiedy po prostu wszystko wpada. Skoro jesteśmy przy tej statystyce, warto zauważyć, jak bardzo zmieniała się liczba rzutów za trzy na przestrzeni lat:

 

A dzisiaj oba zespoły próbowały szczęścia 72 razy…