Hej, hej tu Buzzer NBA! Magiczna noc Aarona Gordona, 13 punktów Curry’ego w dogrywce. Anthony Davis oszalał

Phoenix Suns (8-14) 107-131 Detroit Pistons (13-6)

Kozak meczu: Reggie Jakcson 23 punkty, 5 asyst

Panowie z Pistons gościli dzis „Słońca” z Phoenix i postanowili być bardzo nie gościnni fundując rywalom prawdziwe zaćmienie, grając przy tym wesoła koszykówkę, o której kibice z Mo-Town marzyli przez lata. Popularne „Tłoki” zmiażdżyły ekipę z Arizony, prowadząc kilkakrotnie blisko 40 punktami. Ciekawostka meczu po raz kolejny największa ilość asyst w zespole Pistons, która ponownie wykręca Drummond, który obok Harrisa ma wielka szanse zagrać w tegorocznym meczu gwiazd.

 

Oklahoma City Thunder (8-11) 108-121 Orlando Magic (8-13)

Kozak meczu: Aaron Gordon 40 punktów, 15 zbiórek, 4 asysty, 4 przechwyty, 1 blok

W Orlando prawdziwe „One Man Show” w wykonaniu Gordona, który wykazuje aspiracje w wyścigu o „Most Improved Player”, a dziś to głównie dzięki niemu Magic przerywają serie 9 porażek z rzędu i pokonują coraz słabszych Thunder. Aaron Gordon jest pierwszym zawodnikiem od czasów Dwighta Howarda w Orlando (sezon 2010-11), któremu udało się rzucić przynajmniej dwa razy w sezonie +40 punktów. Westbrookowi, który przed samym meczem na rozgrzewce tańczył i śpiewał bardzo szybko zepsuł humor Payton, kiedy to na ma samym początku ładnie zakręcił Westem, co dziś zobaczy pewnie cały Internet.

 

Gracze z OKC kompletnie nie mogli zatrzymać dziś Gordona, który dosłownie odleciał notując 40pkt,15 zbiórek,4 przechwyty, blok oraz rekordowych 6 trójek. Gracze Orlando zaskakująco łatwo dominowali nad „Grzmotami”, osiągając przewagę blisko 20pkt na początku czwartej kwarty w której robił co mógł Westbrook, który w tej części gry zdobył 20 ze swoich 37pkt. Niestety okupili to stratą Terrence’a Rossa, który próbował bronić na Generale, ale wygięło mu się kolano.

Smutnym podsumowaniem kolejnej porażki dla kibiców Thunder był pewnie widok ich lidera, który zaraz po zakończeniu spotkania usiadł samotnie na ławce ze spuszczona głową, kiedy reszta drużyny udała się do szatni, a dodatkowo jeszcze West zgłosił ból w ręce, który miejmy nadzieje nie okaże się czymś groźnym. Kolejna porażka OKC daje powody do szyderstw. Coraz więcej osób uważa, że Thunder nie są w stanie grać na wysokim poziomie. Jeden z trenerów z Zachodu powiedział, że Westbrook kręci wysokie staty, ale nie jest dobrym zawodnikiem. Dzisiaj ktoś w komentarzu napisał wymownie: KFC > OKC.

 

Washington Wizards (11-9) 113-118 Philadelphia 76ers (11-8)

Kozak meczu: Joel Embiid 25 punktów, 14 zbiórek, 4 asysty, 4 bloki & Ben Simmons 31 punktów, 18 zbiórek, 4 asysty, 2 przechwyty, 2 bloki

76ers tak bardzo wierzy w swój proces, że przed meczem trochę czasu nie bało się wygłaszać odważnych deklaracji w postaci sprowadzenia LeBrona Jamesa do ich składu po tym sezonie. Twardo stąpający po ziemi fani wiedzą, że takie coś mogło wywołać uśmieszek na twarzy, ale jak widać King Kong razem z coraz bardziej okrzepłym kolegą do grania na poziomie All-Star, Benem Simmonsem (rekord dzisiaj w punktach i zbiórkach), nic sobie z tego nie zrobili. Raczej tylko dali argument – nawet jeśli nierealny – że są naprawdę wielkimi gośćmi, zdolnymi do naprawdę wielkich rzeczy. Zresztą i Dario Sarić odnajduje swoją świeżość w rotacji, a podanie za plecami do Convingtona naprawdę zacne.

Czarodzieje nie dość, że osłabieni brakiem Johna Walla, to jeszcze musieli sobie radzić długo bez Bradleya Beala, przez wyłapany przez przypadek łokieć od Baylessa (wrócił na drugą połowę).

Załatwił się jednak sam, gdy złapał 6 faul. Washington przez bardzo długi traciło do 6ers nawet 25 punktów. Co się jednak stało w czwartej kwarcie… Czarodzieje przystępowali do niej z 23 punktową stratą (głównie trójki Meeksa), a na 30 sekund przed końcem wynik był: 110-113. Wtedy Redick zagrał taką cierpliwą akcję z Sariciem, ten został sfaulowany, ale trafił, na koniec dorzucając wolny. Było po meczu.

Mimo tego należą się brawa dla Wizards za walkę do końca. Ostatnie 12 minut wygrali – UWAGA – 48-34!

 

Miami Heat (10-10) 86-115 New York Knicks (10-10)

Kozak meczu: Enes Kanter 22 punkty, 14 punktów

Kristaps Porzingis dopiero co wrócił na parkiet, a już musiał z niego zejść po kontuzji – w trzeciej minucie meczu nieszczęśliwie wygiął kostkę.

Na szczęście wyniki badań są optymistyczne i prawdopodobnie nie opuści żadnego meczu. Pod jego nieobecność – a także Hassana Whiteside’a w Heat – pierwsze skrzypce musiał grać ktoś inny. Lepiej z tym sobie poradzili miejscowi, przede wszystkim opierając grę na Turku, Enesie Kanterze i Courtney’u Lee, chociaż należy powiedzieć, że aż 13 graczy z Nowego Jorku zdobyło dzisiaj jakiekolwiek punkty. Heat chyba myślami wciąż byli przy meczu z Bulls. Wyglądali tak, jakby niska skuteczność rzutowa + dużo strat nie pozbawiała ich realnych szans na zwycięstwo. Niestety 10 trójek nie wystarczy na wygranie meczu przy zaledwie 32 zbiórkach i 38% skuteczności z pola.

 

Charlotte Hornets (8-11) 113-126 Toronto Raptors (12-7)

Kozak meczu: Kyle Lowry 36 punktów, 5 zbiórek, 6 asyst & DeMar DeRozan 30 punktów, 4 zbiórki, 6 asyst

Ostatnimi czasy mecze z Charlotte Hornets są bardzo zacięte, a jeśli o wynik nikt nie drży do końca, to jest na co popatrzeć. Dzisiaj wydawało się, że do połowy już wszystko jest rozstrzygnięte – Toronto prowadziło ponad 20 punktami, ale w trzeciej kwarcie Szerszenie ruszyły z odsieczą. Charlotte w tym sezonie zawsze oferują ofensywną koszykówkę, z akcjami typowymi dla Dwighta Howarda, który dzisiaj DWUKROTNIE splakatował Ibakę (wyczuwam koszmary).

 

Na szczęście dla Raptors dzisiaj działał ich mega duet. To jest to, co Dinozaury lubią najbardziej: efektowny i myślący DeRozan do spółki z trafiającym trójki i wjeżdżającym pod kosz Lowrym oraz… asystującym Fredem VanVleetem. Warto zapamiętać tego gościa. Dzisiaj znowu bardzo solidnie: 8 punktów i 9 asyst.

 

Indiana Pacers (12-9) 97-118 Houston Rockets (16-4)

Kozak meczu: James Harden 29 punktów, 8 zbiórek, 10 asyst

Wygląda na to, że nie ma mocnych na rozpędzone Rakiety. To już kolejny, szósty mecz z rzędu, w którym Houston wygrywa z przewagą przynajmniej 14 punktów. Zasadniczo o tym meczu nie ma zbyt wiele do powiedzenia, jeśli nie chcemy się powtarzać: kooperatywa na linii CP3 z Hardenem, plus Capela robiący za DeAndre Jordana, a także wsparcie z nieocenionego Erica Gordona i trójkowych Arizę z Ryanem Andersonem zapewniają nieprawdopodobny ciąg, porównywalny jedynie z ciągiem oferowanym w wariackich sezonach przez Golden. Ławka również ma swoje zadania, z których skrzętnie się wywiązuje. Przegranie jednej kwarty przez Rockets 5 punktami, przynosi kolejne trzy wygrane 26. Właściwie trudno szukać argumentów, jeśli nie trafiasz za trzy. A Pacers właśnie stamtąd solidnie pudłowali (zaledwie 7/28 przy 18/40 przeciwników).

 

Minnesota Timberwolves (12-9) 120-102 New Orleans Pelicans (11-9)

Kozak meczu: Andrew Wiggins 28 punktów, 8 zbiórek, 5 asyst

Mieliśmy wczoraj LeBrona pierwszy raz wyrzuconego w karierze z boiska, dzisiaj padło na Anthony’ego Davisa. Zaskoczenie niemałe (chyba Boogie maczał w tym palce!), bo przecież Brew należał do jednych ze spokojniejszych w lidze. Dzisiaj rozwścieczył go sędzia, który – w jego przekonaniu – nie odgwizdywał ewidentnych fauli na nim, natomiast w drugą stronę nie miał żadnych oporów. Zobaczcie zresztą sami.

Do tego czasu mecz był bardzo wyrównany, a Leśne Wilki nie potrafiły znaleźć recepty na Anthony’ego Davisa (w 17 minut narzucał 17 punktów i miał 5 zbiórek). Minnesota zagrała na 58% skuteczności, Minnesota narzucała dzisiaj dużo punktów, a dwucyfrowe wyniki uzbierała 7 graczy. Nie od dzisiaj jednak wiadomo, że Davis dla Pelikanów znaczy bardzo dużo i zaryzykuję stwierdzenie, że mająca problemy w końcówkach drużyna Thibbodeau wcale nie miałaby łatwiej przeprway, a nawet mogłaby ten mecz przegrać. Co innego grać przeciwko Dante Cunninghamowi, co innego zredukować Davisa.

 

Brooklyn Nets (7-13) 109-104 Dallas Mavericks (5-16)

Kozak meczu: DeMarre Carroll 22 punkty, 7 zbiórek

W Dallas głównie dzięki zbiórkom w ataku i  dobrej postawie Carolla Nets wygrywa z Mavericks, którzy dziś nie mogli odnaleźć pewności i konsekwencji w ataku. Mocno osłabieni gracze z Brooklynu pokazali serce do walki, a kilku anonimowych przed sezonem grajków takich jak Spencer Dinwiddie coraz bliżej kontraktów za poważna kasę, ponieważ chłopaki potrafią pozytywnie zaskoczyć i powalczyć z każdym.

 

Memphis Grizzlies (7-12) 95-104 San Antonio Spurs (13-7)

Kozak meczu: LaMarcus Aldridge 41 punktów, 6 zbiórek

Ostatnie zamieszanie wokół Grizzlies i zwolnienie trenera Fizdale oraz ogłoszenie ze Grizzlies przejmie coach Bickerstaff nie pomogło popularnym „Niedźwiadkom” przerwać serii porażek na wyjeździe z San Antonio. Marc Gasol, dla którego Grizzlies postanowili poświęcić Fizdale’a zagrał dzis na niskim procencie i widać że proces wychodzenia z kryzysu całego zespołu może się wydłużyć. Po drugiej stronie w Spurs natomiast dużo dobrego. Chwalony przed spotkaniem przez Popovicha Aldridge, dziś ponownie w trybie All-Star i dzięki jego 41 pkt na 71% skuteczności, popularne „Ostrogi” odnotowują kolejne zwycięstwo.

Powrót Leonarda już na horyzoncie i tylko trzymać kciuki, że gwiazdy Spurs znajdą szybko wspólny język, aby poważnie powalczyć o pierścień, którego im życzą miliony na całym świecie.

 

Golden State Warriors (15-6) 127-123 (OT) Los Angeles Lakers (8-12)

Kozak meczu: Stephen Curry 28 punktów, 5 zbiórek, 7 asyst

Wisienka na torcie tej kolejnej wykolejonej nocki z NBA okazał się pojedynek młodzieży z Lakers z aktualnymi mistrzami Warriors. Curry i spółka doświadczyli dzis konkretnego oporu ze strony młodych gniewnych „Jeziorowców”, a do zwycięstwa nad dużo niżej notowanym zespołem z LA dodatkowo potrzebowali dogrywki. Warto zauważyć ze mistrzowie dziś w pełnym składzie po kilku dniach nieobecności Duranta oraz ostatnio „Stefka” musieli się sporo natrudzić, aby zatrzymać Lakers, którzy bez Kuzmy, ale za to z 4 zawodnikami, którzy przekroczyli barierę 20 pkt. Można by powiedzieć, że 4 All-Star prawie nie wystarczyło na Ingrama, Lonzo i spółkę, bo do zwycięstwa potrzebowali aż dogrywki. Tak, tylko GSW mają kogoś takiego jak Steph Curry, który w dogrywce rzuca 13 punktów i nikt nie będzie pamiętał, że w tym samym meczu Brandon Ingram zaliczył swój najlepszy występ w karierze.

Mimo tego, że Lonzo zagrał dzisiaj naprawdę przyzwoite spotkanie – 15 punktów i 10 asyst – to zwycięzca ma jednak prawo do świętowania, a tego Golden sobie nigdy nie odmawia. Zwłaszcza, że LaVar Ball narobił sobie wielu wrogów, więc każda okazja jest dobra.