Hej, hej, tu Buzzer NBA! Wrócił Stefek i na pełnej radości rzucił 10 trójek, które pozamiatały Memphis

San Antonio Spurs (25-12) 79-83 Detroit Pistons (20-15)

Kozak meczu: Andre Drummond 14 punktów, 21 zbiórek

NBA w swojej najpiękniejszej postaci: Detroit przystępowało do meczu naprawdę mocno osłabione – bez Reggie’ego Jacksona (skręcona prawa kostka) oraz Avery’ego Bradleya. A w szeregach Spurs brak osłabień. Zagrał wreszcie Kawhi Leonard (18 punktów) i wydawało się, że wynik jest przesądzony, jeszcze przed rzutem sędziowskim. Tymczasem Detroit prowadziło po pierwszej kwarcie 24-13. Przy stanie 35-20 na rzecz Mo-Town, Spurs co prawda przeprowadzili run 16-4, ale to wszystko na co ich było stać. W dalszej części meczu trójkami robił przewagę Luke Kennard (20 punktów) oraz agresywny Reggie Bullock (22 punkty).

Ponieważ SAS niemiłosiernie dzisiaj pudłowało (zaledwie 37% i 5/26 3P), to wygenerowało większość zbiórek dla Andre Drummonda – 10 w pierwszej kwarcie, a po raz 39 w jego karierze z +20.

 

Miami Heat (19-17) 117-111 Orlando Magic (12-25)

Kozak meczu: Tyler Johnson 31 punktów (22 w 3Q)

Miami przegrywało w tym meczu już 18 punktami, ale 22 punkty Tylera Johnsona – 10 na 11 rzutów, w tym kilka trójek oraz buzzer-beater – pozwoliły wrócić do meczu.

Indywidualne popisy Gorana Dragicia zakończone 14 oczkami w ostatniej odsłonie, pozwoliły ostatecznie dogonić Magic. Przede wszystkim po fatalnej formie strzeleckiej zza łuku z Nets (na poziomie kilkunastu procent), wszystko wróciło na właściwe tory, głównie za sprawą Wayne’a Ellingtona (4/9) oraz Tylera Johnsona (3/4). Po stronie gospodarzy dwoił się i troił Aaron Gordon. Jego 20 punktów (7/8) w pierwszej połowie oraz Evana Fourniera 6/7 i zespołowe 67% pozwoliło wypracować 16-punktową przewagę.

Niestety cała gra siadła w drugiej połowie, którą Magic przegrali 45-67. Orlando przegrało 10 z 11 meczów, chociaż zagrali na 54% skuteczności.

 

New York Knicks (18-18) 105-103 New Orleans Pelicans (18-18)

Kozak meczu: Kristaps Porzingis 30 punktów

New Orleans są dokładnie tym samym typem drużyny, co Miami Heat czy Washington Wizards – mogą wygrać ze wszystkimi i przegrać z każdym. Pierwsza piątka to ich mocny atut, patrząc tylko na Cousinsa oraz Anthony’ego Davisa również skała defensywna. W przekroju ogólnym, już tak dobrze nie jest. Pels mają wybryki dobrych gier, właściwie to wybryki innych graczy poza Duetem Wielkoludów i wtedy NOP robią się naprawdę groźni. W ostatnim meczu pozwolili Dallas zdobyć 128 punktów, tymczasem NYK są najgorzej rzucającym zespołem zza łuku (21,6 prób na mecz i 7,8 udanych trafień). Hornacek mówił, że muszą nad tym popracować (średnia 18 podejść w ostatnich 5 meczach jakoś niespecjalnie o tym świadczy). W tym meczu wcale nie było lepiej. 19 rzutów, 5 trafionych… Traf akurat chciał, że Pelikany, jakby dostosowały się do formy przeciwnika i 6/26… Knicks grali w tym meczu nieregularnie, przez dłuższy czas utrzymując przewagę (nawet 16 punktów), by w czwartej kwarcie przegrywać 8 punktami, a sam mecz wreszcie zwyciężyć dwoma. Kristaps Porzingis po powrocie z kontuzji grał ledwie na poziomie 35%, co musiało być dla wszystkich mocno rozczarowujące. Dzisiaj jak na prawdziwego lidera przystało, nie tylko rzucił 30 punktów na 50% skuteczności, ale trafił też 7 punktów w kluczowej półtorej minuty czwartej kwarty.

Cousins jak zwykle ze znakomitymi osiągnięciami – 29 punktów, 19 zbiórek; Anthony Davis – 31 punktów, 9 zbiórek, 5 bloków.   

 

Portland Trail Blazers (18-17) 89-104 Atlanta Hawks (10-26)

Kozak meczu: Dennis Schroder 22 punkty (18 w drugiej połowie)

Przedłużające się GTD Dame’a jest nieco frustrujące. Niepotrzebne jest ciągłe ogłaszanie jego powrotu, kiedy nie ma na to większej szansy. Co ciekawe nie w tym powinno się upatrywać bolesnej porażki z Atlantą, bo Shabazz Napier znowu był wyróżniającą się postacią, zaliczającą dokładnie taką linijkę statystyczną, jakiej nie powstydziłby się Lillard (21 punktów, 8 zbiórek, 6 asyst). Problem leży i będzie leżał w CJ’u McCollumie, który nie potrafił utrzymać wyższej formy dłużej niż przez jeden mecz, to samo ma się właściwie z Nurkiem. Chociaż wielu zwolenników jego talentu jest zachwyconych umiejętnościami, to często jego posty są robione na wariata, z wymuszeniem faulu na pierwszym planie. Nurk ma zdecydowanie lepszy przegląd pola i tylko dlatego nie jest zastąpiony przez Eda Davisa, który zdecydowanie lepiej walczy pod koszem i wykorzystuje akcje drugiej szansy. Z Atlantą w ogóle nie zadziałały rzuty 3-punktowe, co chyba dzisiaj było zmorą większości zespołów (poza GSW). Zasadniczo, kiedy jednemu zespołowi nie leżą rzuty dalekodystansowe, a obrona nie jest właściwie aktywna, to przewaga samoistnie się tworzy. Blazers nie zlekceważyli rywala, raczej zapomnieli, że tankujący goście dowodzeni przez Budenholzera napsuli już krwi wielu zespołom. Dzisiaj nie powstrzymali Dennisa Schrodera.

To, w czym Portland jest najsłabsze, wykorzystali dzisiaj bezwzględnie Hawks. Utrzymywanie 11-punktowej przewagi, to najgorsze, co się im mogło przytrafić. Przegrana w ostatnich dwunastu minutach 20-32 była tylko gwoździem do trumny. Dla Atlanty to było 3 zwycięstwo z ostatnich 4 na własnym parkiecie.

 

Cleveland Cavaliers (24-12) 101-104 Utah Jazz (16-21)

Kozak meczu: Donovan Mitchell 29 punktów, 4 zbiórki, 6 asyst, 3 przechwyty

Sam król całkiem niedawno namaszczał Mitchella na jego następcę. Czy można sobie wyobrazić lepszy scenariusz, jak udowodnienie swojemu superiorowi w dniu jego urodzin, że się nie mylił? Donovan był najlepszym zawodnikiem na boisku, włączając w to rotację Cavaliers. Mitchell zepsuł urodziny Jamesowi, który opuszczał pokonany halę w Salt Lake City już po raz siódmy z rzędu. Rookas włączył tryb boost dopiero w drugiej połowie i pozwolił Jazzmanom odrobić nawet 14-punktową przewagę , wypracowaną głównie przez 14 punktów LeBrona z pierwszej kwarty. Mitchell zdobył 18 punktów w drugiej połowie, z czego 11 rzucił tylko w czwartej kwarcie.

Pierwszy przegrany mecz LeBrona w jego urodziny od 2008 roku (wcześniej mecz w urodziny zagrał w 2013 roku). LeBron James w 6 meczach rozegranych miał przed tym meczem średnią 33,5 punktów, więcej niż jakikolwiek inny gracz NBA w historii, rozgrywający minimum 3 mecze w swoje urodziny.

 

Memphis Grizzlies (11-25) 128-141 Golden State Warriors (29-8)

Kozak meczu: Stephen Curry 38 punktów w 25 minut (10 3P)

W Oakland zagościli Grizzlies, którzy niestety dla ich fanów stali się dzis ofiara jednego niskiego Pana, który żuje swój ochraniacz na zęby! Stephen Curry powrócił po kontuzji kostki i postanowił włączyć tryb PlayStation, wyglądając momentami jakby pykał sobie trójeczki najlepszym graczem na poziomie beginner. Jego pozytywna energia oraz niesamowita łatwość w ataku przypomniała nam wszystkim bardzo szybko, o tym, jakim wyjątkowym strzelcem jest ten uśmiechnięty chłopak!

Momentami ten mecz wyglądał tak, jakby zebrało się blisko 20 tysięcy ludzi tylko po to, aby wspólnie świętować nadejście nowego Roku! Warriors już w pierwszej połowie zdobyli łącznie 78 punktów i do końca meczu mieli niezły ubaw podziwiając to co wyprawia Curry. Warto zauważyć, że w zdobyciu łącznie 141 punktów nie przeszkodziło Warriors nawet to, że w drugiej kwarcie stracili Greena, który dwukrotnie wdał się w pyskówki z sędziami, za co wyleciał z parkietu. Pod koniec meczu kamera uchwyciła moment, kiedy twarz Marca Gasola z Grizzlies wyglądała tak, jakby Hiszpan zastanawiał się, po co w ogóle przyjechał do Oakland, kiedy tutaj nie można było nic ugrać. Curry zakończył swój show zdobywając 38 punktów, w tym 10 trójek, dzięki czemu już nikt w Oakland nie pamięta porażki z przed 24 godzin w starciu z Hornets.

GSW wyrównało swój rekord zdobytych 78 punktów do połowy. Wcześniej zrobili to w… grudniu tego roku. Stefek rzucił 16 raz w swojej karierze przynajmniej 9 trójek – to najwięcej w NBA od ponad 35 sezonów. Curry został też pierwszym zawodnikiem w tym sezonie, który rozpoczynał 4 kwartę z 35 punktami, grając mniej niż 25 minut.

 

Philadelphia 76ers (15-19) 107-102 Denver Nuggets (19-16)

Kozak meczu: Dario Sarić 20 punktów, 9 zbiórek, 6 asyst

W Colorado Nuggets podejmowali Sixers, przystępujących do tego meczu bez Embiida, który odpoczywał przed niedzielnym meczem z Suns. Można powiedzieć, że to gracze Denver byli murowanym faworytem tego spotkania, co zresztą udowodnili do połowy 3 kwarty, w której ich przewaga sięgnęła 15 punktów. Bohaterem kolejnych minut okazał się Jerryd Bayless (matko kochana, nie wierzę, że to piszę!), który z ławki dal świetna zmianę i dzięki jego 14 punktom w krótkim czasie, to Sixers przejęli kontrole w czwartej kwarcie. Mimo zrywu ze strony Nuggets w ostatnich minutach, dunk Covingtona na 4 sekundy przed końcem zakończył sprawę i Sixers nieoczekiwanie zdobywają teren w wysokich górach Colorado. Pod nieobecność Embiida i słaby występ Simmonsa, który dzis zaledwie z 6 punktami na koncie, trio Reddick-Saric-Covington oraz wspomniany wyżej Bayless poprowadzili Philę do tego wyjazdowego zwycięstwa.