Hey! Hey! Tu Buzzer NBA! Czyli jak Magic zatrzymali Greckiego Świra! Szalone widowisko w Bostonie! Kolejny Buzzer Foxa z Sacramento oraz osłabieni Warriors pewni siebie w LA!

Milwaukee Bucks (36-32) 117 – 126 Orlando Magic (21-48)

Kozak meczu: Jonathon Simmons – 35 punktów, 4 zbiórki i 3 asyst

Bucks zlekceważyli dzisiaj Magików i według mnie zasłużyli na porażkę. Wielka w tym zasługa wygranej przez Magic pierwszej kwarty 36-20, choć to nie jedyny powód. Zawodnikom Milwaukee wydawało się, że wygrają ten mecz bez pracy w obronie, bazując tylko na swoich nieprzeciętnych umiejętnościach w ataku.

Faktycznie Greek Freek zagrał świetnie, zdobywając 38 punktów, 11 zbiorek, 7 asyst i 3 przechwyty, ale Magic rozpędzone po pierwszej kwarcie, kontrolowało wynik do końca dzięki fantastycznej dyspozycji rzutowej zza linii Augustina ( 32 punkty) i Simmonsa (35 punkty).

No cóż… trzeba powiedzieć szczerze, że Milwaukee gra ostatnio delikatnie mówiąc słabo i tylko duża zaliczka z pierwszej części sezonu pozwala im spokojnie myśleć o Playoffs.

 

Washington Wizards (39-30) 125 – 124 Boston Celtics (46-22)

Kozak meczu: Bradley Beal – 34 punktów, 7 zbiórki i 9 asyst

Kiedy pod wieczór spojrzałem na zestaw meczów jakie przyjdzie mi zredagować dla Was to pomyślałem… ale to będzie dziś łatwa sprawa. Ale kilka godzin później NBA szybko przypomniała mi dlaczego romansuję z nią ponad 26 lat i że każda noc przynosi inną niesamowitą historię. W pierwszym meczu Orlando zaskoczyło faworyzowanych Bucks, ale to dopiero początek. Prawdziwe emocje, poziomu Playoffs rozpoczęły się w Bostonie.

Osłabieni brakiem Irvinga, Smarta, Browna oraz Horforda Celtics, skazani byli na łatwą porażkę z silnymi Wizards! Nic z tych rzeczy! Najlepszy obecnie trener NBA, Brad Stevens, pokazał bowiem po raz kolejny, że duma Bostonu jeszcze nie umarła. Choć do tej chwili nie jestem w stanie wymówić nazwisk kilku grających dziś w zespole Cektics grajków, to zapewniam, że te chłopaki walczyli do końca, jakby to był finał NBA.

Trio Rozier, Tatum, Morris dzielnie prowadziło zespół przeciwko świetnym Wizards. Popis Beala w końcówce 4 kwarty, w której zdobył 6 punktów oraz szalona trójka Meeks, pozwoliła Wizards uratować tyłki i przedłużyć ten mecz o dogrywkę!

Naprawdę niewiele zabrakło Celtics, aby po raz kolejny zakończyć ten mecz na swoją korzyść w dogrywce. Na 3 sekundy przed końcem, Tatum podczas wjazdu pod kosz, sfaulowany został przez Gortata, a mimo to zdobył punkty, dzięki czemu na tablicy widniał remis. Dodatkowy rzut osobisty mógł zakończyć sprawę, ale młody debiutant Celtics nie udźwignął ciężaru zadania i przestrzelił.

W ten sposób mecz przedłużył się o kolejna dogrywkę, w której za sprawą Morrisa oraz Beal, Wizards odjechali na 6 punktów i mimo ostatniego zrywu Celtics, dowieźli zwycięstwo do końca. Tatum po raz kolejny mógł jeszcze odmienić losy spotkania, ale na wielkie bohaterskie czyny, przyjdzie jeszcze czas!

Podsumowując, wielki mecz, który ukazał cale piękno tej ligi. Szkoda tylko ze nasz jedynak Marcin, z coraz mniejszym wkładem w sukcesy Wizards, 2 punkty. Marcin trzymamy kciuki za udane Playoffs!

 

Miami Heat (36-33) 119 – 123 Sacramento Kings (22-47)

Kozak meczu: De’Aaron Fox – 20 punktów, 2 zbiórki i 3 asyst

Kolejny mecz i kolejna szalona jazda bez trzymanki! Faworyzowani Heat zajechali do słabiutkich Kings, gdzie zderzyli się z wielkim oporem ze strony graczy Sacramento. Już nie pamiętam, który to raz w tym sezonie młodzież Kings, wspierana przez weteranów NBA, daje taka dawkę emocji swoim kibicom. W pojedynku przeciwko Heat obie drużyny poszły na wymianę ciosów! Pierwsza kwarta na korzyść Miami, następne dwie kwarty padły łupem gospodarzy, i dopiero czwarta kwarta miała rozstrzygnąć wszystko!

Choć to Kings prowadzili przez większość decydującej ćwiartki, to festiwal za trzy ze strony Dragica, Olynyka oraz Ellingtona, pozwolił Miami wyjść na 4 punktowe prowadzenie, na około minuty przed końcem!

Jak już nie raz w tym sezonie opisywałem, w zespole Kings rośnie gwiazda, która lubi brać na siebie ciężar gry ostatnich sekund. Młody Fox i tym razem oczarował wszystkich, kiedy to swoim Buzzer-Beaterem doprowadził do kolejnej dogrywki tej nocy!

W dogrywce energia przyszłych gwiazdorów Kings, Foxa i Bogdanovica, wspierana przez niezniszczalnego Randolpha, pozwoliła Sacramento pokonać ostatecznie silniejszych Miami, dzięki czemu kibice obejrzeli kolejny niesamowicie wyrównany bój swoich pupili!

 

Los Angeles Lakers (31-37) 106 – 117 Golden State Warriors (52-16)

Kozak meczu: Kevin Durant – 26 punktów, 5 zbiórki i 6 asyst

Kiedy wczoraj gruchnęła wiadomość o kontuzji kciuka Thompsona i dodatkowej absencji z powodu barku Greena, plus brak kontuzjowanego Curry, to pomyślałem ze Lakers ładnie przejadą się po Warriors. Ale dzisiejsza noc NBA to prawdziwe wariatkowo! Będący na gazie Lakers, bilans 8-2 w ostatnich 10 meczach, staje na przeciwko piątki Warriors, w której obok Duranta, Steve Kerr wystawia Younga, Cooka, Pachulię, Looneya, a ta piątka wskakuje na parkiet i pokonuje tak mocnych ostatnio graczy LA.

Mimo, że Durant zdobył jak na niego skromne 26 punktów, to cała drużyna mistrzów zagrała dziś naprawdę imponująco. Podobnie jak bohaterscy Celtics, gracze z Oakland zapomnieli jak bardzo są osłabieni i walczyli tym co maja, a jak się okazało, trochę talentu im jeszcze zostało.

O wszystkim zadecydowała głównie druga połowa, w której obok KD swoje dorzucili były Laker Young oraz świetny tej nocy z ławki Casspi!

Należy dodać, że Lakers również osłabieni brakiem Ingrama, a dziś dodatkowo brakiem Kuzmy, ale mimo wszystko stawiałem na nich.

Poza tym miała miejsce dosyć ostra wymiana zdań na ławce rezerwowych pomiędzy Randle a Thomasem. Interweniować musieli Ball i Lopez!

Widać, że chemia w Lakers o której wczoraj pisałem jeszcze nie funkcjonuje jak trzeba. Wielki ukłon po tej nocy w stronę Coacha Kerra oraz Stevensa z Celtics, ponieważ mimo takich osłabień swoich zespołów, ta noc była pełna emocji.