Playoffs 2018 – Day 36:
Mecz nr.5 (Houston prowadzi 3-2)
Golden State Warriors 94 – 98 Houston Rockets
Kozak meczu: Eric Gordon – 24 punktów, 4 zbiórki i 2 przechwyty
A wiec seria powróciła do Texasu! Osobiście przyznaję, że nie wierzyłem w to, że Houston uda się wyrwać jeden mecz na parkiecie mistrzów w Oakland. Chylę czoła przed Brodaczem i spółką, ponieważ mimo przywiązania do Coacha Steve Kerra oraz ogromnego szacunku wobec talentu snajperskiego Curry, zacząłem lekko kibicować Rakietom. Może bardziej odpowiednim stwierdzeniem będzie jeżeli przyznam, że zaimponowało mi to, iż Warriors po raz pierwszy od dawna stracili choć na chwilę tą pewność siebie. Nastawiając budzik, aby nie przeoczyć meczu, naprawdę brałem pod uwagę to, że nad ranem możemy wszyscy komentować sytuację, w której Warriors faktycznie staną pod ścianą, przegrywając w Houston, w szeregach których „Not in my F..king House” będzie krzyczał tym razem Chris Paul!
Mimo tego wszystkiego Mistrzowie bez paniki zawitali w Texasie, aby ponownie wyjść na prowadzenie w tej serii. Mecz rozpoczął się podobnie jak zakończył się poprzedni. Mimo wielkich arsenałów w ataku, obie drużyny na dosyc przeciętnym procencie, z dużym zaangażowaniem w obronie. Houston niesieni ogromnym dopingiem swoich kibiców wyszli na prowadzenie, wygrywając pierwsza ćwiartkę 23–17.
Zaledwie 17 punktów ze strony mistrzów mogło niepokoić ich fanów. Na pocieszenie uruchomił się w końcu Klay Thompson, ktory po tym meczu przeskoczył Paula Pierce, wskakując na 8 miejsce wszech czasów w ilości celnych trójek w Playoffs. Druga kwarta to przebudzenie gości z Oakland, w szeregach których punkty zdobywali na zmianę Durant, Curry i wspomniany Thompson. Dzieki temu do przerwy żadna drużyna nie osiągnęła znaczącej przewagi i obie ekipy schodziły do szatni przy remisie po 45.
Druga połowa to kontynuacja indywidualnej gry z obu stron. Choć trudno w to uwierzyć, oba zespoły wykręciły wspólnie przez cale spotkanie zaledwie 30 asyst! Houston zmusili przy tym Warriors do popełnienia aż 16 strat. Wyrównana gra doprowadziła do tego, że wielkie emocje czekały na nas do końca.
Na 6 minut przed końcem Steve Kerr widząc nerwowe ruchy swoich graczy, wyjścia nie miał i poprosił o czas, co nie pomogło, a wręcz przeciwnie, zakończyło sie to bowiem wielkim przechwytem Hardena, ktory po sprincie urwał co trzeba i Houston tym samym wyszli na 6 punktowe prowadzenie, 88-82.
Trzeba przyznać, że Warriors reagowali coraz bardziej nerwowo, a po chwili czapę od Hardena wyłapał Durant!
Przebudzony w tym meczu Thompson kontynuował swój popis i 3 osobistymi zredukował stratę do 3 oczek. Nerwy godne Playoffs wymusiły błędy 24 sekund z obu stron. Kiedy Green po ofensywnej zbiórce zdobył kolejne punkty, Houston odpowiedzieli chyba najlepiej jak mogli, czyli pięknym czyściochem za 3 ze strony Gordona!
W tym momencie kibice oszaleli, ale szybko uciszyła ich celna trojka Greena. Niestety w kolejnej akcji kontuzji doznał CP3.
Warriors stanęli przed wielką szansą, aby wyjsc na prowadzenie, ale pudła ze strony Cooka i Currego skomplikowały sytuację mistrzów. Faulowany Ariza wykorzystał tylko jednego osobistego, kiedy na zegarze zostało zaledwie 8 sekund. Nerwy Warriors zadecydowały o wszystkim! Strata Greena przekreśliła ich szanse na zwycięstwo w tym spotkaniu.
Tak nerwowo po raz drugi z rzędu grających mistrzów jeszcze chyba nie ogladalem. Obrona w pierwszej lini Houston odebrała im tlen w tej emocjonującej końcówce i ostatecznie Rockets wygrywają 98-94. Tym samym seria powraca teraz do Oakland, gdzie Warriors musza odpowiedzieć, jeżeli chcą powrócić do Houston na mecz nr 7. Bohaterem z ławki okazał się dzis Eric Gordon, który oprocz 24 punktów zaliczył tę kluczową trójkę na 80 sekund przed końcem. James Harden dorzucił 19 punktów a CP3 20 oczek.
Po stronie Warriors punktowali wszyscy liderzy zespołu, ale w końcówce żaden z nich nie potrafił zachować spokoju i opanować emocji. Teraz czekamy na informacje w sprawie kontuzji Paula, trzymając kciuki, aby nie okazało sie to czymś groźnym, choc jego mina nie wyglądała zbyt optymistycznie.