Ich dwoje, czyli z kim po tytuł, z kim na trening i czyje plakaty nad łóżkiem

Oj nie raz, nie dwa, nie dziesięć, a wręcz od zawsze, od dzieciaka, od pierwszego czyściocha rzuconego do wiaderka bez dna, rozmyślam, jakie to szczęście mają ci, którzy na co dzień mają szanse podziwiać drużynę NBA we własnym mieście! I chociaż w małym sensie udało mi się zrealizować takie marzenie, mieszkając przez rok w Miami i dwa w Toronto, gdzie na co dzień wszystko kręciło się wokół Heat i Raptors, to nie mogę się oszukiwać, że oprócz wielkiego przywiązania do tych miast, czułem, że jestem ich częścią, że mogę się z nimi utożsamiać. Ale dziś nie o tym, ponieważ późnym popołudniem, dzięki jednemu z Was, którzy śledzą Buzzera, Darkowi, pomyślałem, jak kozackim duetem byłby duet Porzingod i Antek. Postawiłem sobie sam pytanie, kogo bym chciał widzieć na parkiecie swojej ukochanej drużyny jako kibic, trener bądź kolega z parkietu.

Jako kibic: zdecydowanie duet LeBron James & DeMarcus Cousins

Dlatego, że uwielbiam na parkiecie silne osobowości, pełne fizyczności, które talent mieszają z pełnym zaangażowaniem. Choć DeMarcus nie raz sprawia kłopoty, to jaki kibic nie lubi, kiedy jego ukochany gracz dostaje kota i po wykluczeniu rzuca koszulką w trybuny. Choć może nie jest wirtuozem techniki, to jego agresja i zaangażowanie budzi mój podziw, a poza tym Boogie zawsze robi show. LeBrona, ponieważ ten ambitny psychopata wychodzi każdej nocy po to, aby wygrać i choć nie gwarantuje to zawsze sukcesu, jedno jest pewne, on zrobi wszystko, co w jego mocy, aby być lepszym niż w ostatnim meczu, a jego odporność na kontuzje i profesjonalizm aż bije po oczach. Kod MVP zamiast DNA.

Jako trener: zdecydowanie Kawhi Leonard & Kristaps Porzingis.

Osobiście myślę, że o takim zawodniku jak Kawhi to marzy każdy coach. Mentalność i skupienie Leonarda po obu stronach parkietu zawsze budzi mój szacunek. Jego mądre wybory i współpraca z zespołem, których nauczył go Popovich powoduje, że nie ma zawodnika, które Kawhi nie byłby w stanie zatrzymać.Choć w pierwszej kolejności pomyślałem o Butlerze, to jednak wybieram Porzignisa. Chłopak ma wszystko, czego potrzeba o nowoczesnej koszykówce. Może grać na wszystkich pozycjach, a jego pewność siebie i warunki fizyczne są lekko kosmiczne. Taki biały Giannis, który jak lekko przytyje, to będzie miał szanse zostać najlepszym białaskiem w historii.

Jako kolega z zespołu: zdecydowanie Dirk Nowitzki & Stephen Curry

Dirk to dla mnie ikona, gość któremu bym nosił ręcznik i całował w tyłek za każdym razem, kiedy znalazłby czas, aby podzielić się ze mną swoim doświadczeniem. Legenda, jeden z największych w historii tej gry, który nie raz udowodnił przywiązanie do klubu i moja mama z pewnością chciałaby zaprosić go na Wigilię! Curry, ponieważ dla mnie jest to największy shooter w historii, takiego nadgarstka nie widziałem nigdy wcześniej i po prostu chciałbym patrzeć każdego dnia, jak można bez problemu rzucić czyściocha z połowy, kiedy ja na co dzień za 3 rzucam spod jaj.