Portland Trail Blazers (33-22) 101 – 102 Dallas Mavericks (26-29)
Kozak meczu: Luka Doncic – 28 pkt, 9 zb. i 6 as.
Wynik z kategorii efektownych niespodzianek, one przecież również cementują Naszą miłość do ligi. Blazers, po dyktowaniu warunków w drugiej i trzeciej kwarcie, na własne życzenie doprowadza do koszmaru ostatnich trzech minut. Wynik 99:99 na 2.18 przed zakończeniem. Luka potwierdza wtedy swój kosmiczny celownik made in Europe, dwukrotnie trafiając do kosza. Lillard pudłuje rzut na miarę zwycięstwa, niebieskie trybuny odlatują z radości. Odrobienie 15 punktów straty ekipy w ostrej przebudowie, widowiskowym rozpoczęciem nocy.
Tylko jedna porażka w czterech ostatnich spotkaniach. Tak właśnie przedstawiają się aktualne wyniki Mavs. Ostatnie okienko zmieniło kadrę nie do poznania. Drużyna jednak nie składa broni w walce o niespodzianki. Całe spotkanie okazało się pokazem umiejętności dwóch graczy gospodarzy. Tim Hardaway, na poziomie 24 punktów, przekraczając pięć tysięcy oczek w karierze. Udane początki w nowej drużynie syna byłego reprezentanta ekipy z American Airlines Center. Bez zaskoczenia wszystkie oczy skierowane były jednak na Doncica. Młody Słoweniec zalicza 28 spotkanie w charakterze najlepszego strzelca swojej organizacji. Trzynaście punktów w samej czwartej kwarcie, zwieńczone mistrzowskim wejściem pod kosz. Zabrakło jednej zbiórki do dopisania podwójnej zdobyczy. Strach pomyśleć co będzie miało miejsce, gdy były gracz Realu zdobędzie jeszcze więcej doświadczenia na parkietach NBA. Już w następnej kolejce wielkie derby z Rakietami.
Nieudany wylot do Teksasu czwartej siły Konferencji Zachodniej. Po pokonaniu Spurs, tym razem Rip City zmuszone uznać wyższość innej drużyny z wspomnianego stanu. Double-double Nurkica i trzydzieści punktów Lillarda. Dame, zapisuje sześć trójek w jedenastu oddanych próbach. Nie popisał się CJ McCollum. Drugi z wielkich strzelców Oregonu, bez celnego strzału zza łuku. Ujemny wyjazdowy rekord Portland (10-14), zaczyna martwić.
Co dalej?
Mavericks – wyjazd do Houston.
Blazers – wyjazd do Oklahomy.
Los Angeles Lakers (28-28) 120 – 143 Philadelphia 76ers (36-20)
Kozak meczu: Joel Embiid – 37 pkt, 14 zb. i 3 as.
Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Termin idealnie pasujący do ostatnich głośnych ruchów Procesu. Transfery Butlera czy Harrisa, miały na celu stworzyć kolektyw do walki o Miśka. Sixers bez szacunku do marki, rozbija w Pensylwanii armię ze Staples Center. Solidna zaliczka zdobyta w trzeciej kwarcie, pozwoliła na zdeklasowanie drużyny Waltona. Po pokonaniu Bryłek, następna zachodnia ofiara upolowana w Mieście Braterskiej Miłości. Piętnaście punktów Butlera, 21 oczek Reddicka i 22 punkty rozpędzonego po transferze Tobiasa Harrisa. Monstrualne double-double Afrykańskiego Księcia pod koszem. Kameruńczyk, samodzielnym liderem pod względem podwójnych zdobyczy (46). Solidne zmiany McConnella czy Bobana, potęgowały rozbijanie gości z Kalifornii. Philla, ponownie zgłasza ambicje do walki o najwyższe cele.
Ciężko wyobrazić sobie fazę Playoffs bez Króla. LeBron to jedna z ikon tych rozgrywek. Taki sci-fi scenariusz, jest jednak bardziej realny niż kiedykolwiek. Dopiero dziesiąte miejsce na Zachodzie, potęgowane ucieczką Kings z dziewiątego miejsca. Bilans 2-3, od czasu powrotu Jamesa do składu. Opuszczenie aż siedemnastu ligowych spotkań, ma swoje odbicie w rekordzie Jeziorowców. Tej nocy, sam zainteresowany również nie był w stanie pomóc żółtym, kończąc z brakującą asystą do zapisania triple-double (18-10-9). Dla wielu najważniejszym będzie układ kalendarza danych drużyn. Problem jest jednak taki, że Lakers sześć z siedmiu ostatnich spotkań sezonu zasadniczego, rozegra z drużynami wyżej obecnie od siebie notowanymi. Kwiecień zatem odpowiedzią na wszystkie pytania. Wracając do samego spotkania. Double-double McGee, 19 oczek Ingrama i aż 39 punktów Kuzmy. Były gracz Utah, najlepszym punktującym całego spotkania. W Nowym Orleanie mogą czuć niedosyt z jego powodu… A czy Wy bierzecie pod uwagę nieobecność LAL w ósemce Zachodu?
Co dalej?
76ERS – przyjazd Celtów.
Lakers – wyjazd do Atlanty.
Phoenix Suns (11-47) 104 – 117 Sacramento Kings (30-26)
Kozak meczu: Marvin Bagley III – 32 pkt, 7 zb. i 1 bl.
Pogrom nocy w stolicy Kalifornii. Chociaż to i tak zbyt słabe słowo, by opisać skalę klęski graczy z Arizony. Jak Sobieski pod Wiedniem. Słońca nie zdobyły prowadzenia nawet raz, przegrywając już 25 punktami. Bezpieczna przewaga po trzech kwartach, pozwoliła Sac Town na piknikowe granie w zamykającej części. Trzydzieste w sezonie zwycięstwo Kings. W ostatnich dwunastu sezonach, tylko czterokrotnie drużyna przekraczała taką liczbę wygranych. Musimy też pamiętać, że Królowie mają przed sobą nadal 26 spotkań. Organizacja w latach 1998-2006, nawet raz nie opuściła ósemki Zachodu. Czas na wielki powrót do żywych, wspominając piękne czasy Webbera czy Stojakovica. Co do samego meczu… Po dziesięć punktów Bjelicy i Williego, 18 oczek Hielda i 17 punktów Foxa. Bohaterem spotkania został jednak drugi wybór ostatniego draftu. Były skrzydłowy Duke, ostatnimi tygodniami rysuje swoją przyszłość w kolorowych barwach. Pojawiając się z ławki, zapisał 32 punkty w 32 minuty. Takiego Bagleya chcemy oglądać regularnie, rekord kariery młokosa. W ostatnich dziewięciu domowych spotkaniach, tylko Houston znalazło sposób na gospodarzy.
Czternasta z rzędu porażka Suns. Phoenix, nie wygrało na wyjeździe od 27 grudnia. Brakująca zbiórka do double-double Aytona i House, osiemnaście punktów Jacksona i 27 oczek Bookera. Ostatnie miejsce na Zachodzie, jedyna drużyna bez dwudziestu wygranych w konferencji. Wysoki pick nadchodzi.
Co dalej?
Kings – wyjazd do Denver.
Suns – mecz z Clippers w Los Angeles.
Orlando Magic (25-32) 124 – 108 Atlanta Hawks (18-38)
Kozak meczu: Nikola Vucevic – 19 pkt, 12 zb. i 3 as.
W mojej prywatnej opinii, najsłabsze spotkanie kolejki. Magia zatrzymała Jastrzębie we własnym gnieździe. Gospodarze ostro wyłapują przez całą drugą część spotkania, zamieniając się z drapieżnych ptaków, w kawałek drobiu. Trzecie kolejne zwycięstwo Orlando. Po szokującym zatrzymaniu Bucks, humorki w Amways Center wciąż mogą dopisywać. Double-double Vucevica i Augustina, po 17 punktów Fourniera i Isaaca, wsparte klasycznie świetną zmianą Terrence Rossa. Były gracz Toronto, jednym z najlepszych zmienników całej ligi. Jonathan Isaac, popisał się aż pięcioma blokami na gościach. Magic, pozostaje w walce o najlepszą ósemkę Wschodu. Dla organizacji, to pierwsze od pięciu lat wyjazdowe zwycięstwo dzień po dniu.
Bezskuteczna próba przełamania rywala z dywizji Southeast, w wykonaniu Atlanty. Po piętnaście punktów Collinsa i Huerta, wsparte 13 oczkami Trae Younga. Reszta ofensywnych wyczynów, to już zasługa trójki zmienników Jastrzębi. Spellman, Len i Lin, łącznie dorzucają do stawki 38 punktów.
Trzecia kolejna porażka w murach State Farm Areny. O wysoki wybór w drafcie, można być w Georgii spokojnym.
Co dalej?
Magic – wyjazd do Nowego Orleanu.
Hawks – wyjazd na mecz z Lakers.
Miami Heat (25-29) 118 – 120 Golden State Warriors (40-15)
Kozak meczu: Kevin Durant – 39 pkt, 6 zb. i 4 as.
Dla takich meczowych arcydzieł, bardzo często funkcjonujemy w trybie nietoperz. Pechowy ostatni taniec Dwyane Wade w Oakland. Nie wiem jak Wam, ale zaimponowało mi Miami w dalekiej Kalifornii. Goście z Florydy, przeważali w pierwszej połowie na niegościnnym terenie. W drugiej połowie trzeciej kwarty, Warriors dochodzi jednak do głosu, wychodząc na prowadzenie. Każdy kto zakładał wtedy koniec emocji, był w wielkim błędzie. Żar ekipy Heat, rozgrzał do czerwoności całą arenę. Od stanu 99:107, do rezultatu 108:107! Następnie ponowne prowadzenie Golden State, potęgowane walką dwóch stron, w stylu legendarnych 90-tych. Kevin Durant, doprowadza do remisu 118:118, na 44 sekundy przed końcem. Pudło Winslowa w połączeniu z przewinieniem. Pewna ręka Boogiego, wyprowadza mistrzów na dwa punkty przewagi. Dion Waiters, nie trafia trójki na miarę wygranej. Nie wiem jak Wam, ale mi po samym spotkaniu było żal gości. Tyle serca i walki, zasługiwało na happy end. Zapachniało nam fazą Playoffs na zakończenie nocy.
Czterdziesta w sezonie ligowa wygrana aktualnych mistrzów NBA. Tylko jedna porażka, w ostatnich szesnastu spotkaniach. Kosmiczne 39 punktów Duranta, 29 oczek Thompsona i 25 punktów Curry. Wielka trójka wyrwała zwycięstwo w ostatnich sekundach gry. Ciarki towarzyszą mi aż do teraz. Odrobienie 19 oczek straty, to się szanuje.
Niestety dało o sobie znać największe przekleństwo Miami, czyli końcówki spotkań. Powtórka z rozrywki, po ostatnim wyjeździe do Sacramento.
Double-double Whiteside, sześć trójek Waitersa plus 22 punkty Winslowa. Wspomniany Whiteside, od dziewięciu spotkań najlepszym zbierającym ekipy z American Airlines Areny. Niekwestionowaną gwiazdą rywalizacji, został jednak Josh Richardson. Były gracz Tennessee oczarował nas na poziomie 37 punktów, ośmiokrotnie celnie strzelając zza łuku. Jedenaście zbiórek Adebayo i brakująca asysta do podwójnej zdobyczy Wade. Heat kontynuuje swoją podróż po Zachodzie, ekipa ma przed sobą jeszcze dwa spotkania po drugiej stronie Stanów. Potem zobaczymy powrót na Wschód.
Co dalej?
Warriors – przyjazd Jazz.
Heat – wyjazd do Denver.
Zdjęcia: Źródło NBA
Wideo: Źródło YouTube/HH, YouTube/MS, YouTube/SportsOMG, YouTube/FD, YouTube/SK, YouTube/HC312
Redagował: Bartek Bartkowiak
Oprawa graficzna: Padre