Liczyłem że Mamuśka wykraka…Pewnie serce rozdarte, ale duma kipi!

W drodze do kraju, niespodzianka od Nba w postaci loterii draftu i pierwszego meczu w finale konferencji na Zachodzie. Kiedy wszyscy wkoło chrapali i drzemali, ja pierwsze emocje i mały szok przeżyłem już po tym kiedy usłyszałem że numer jeden wylosowali Pelicans. Cokolwiek się wydarzy, kibice Nowego Orleanu mogli świetować. Lepszego sposobu na przebudowę zespołu, trudno sobie wyobrazić, szczególnie kiedy do wyboru takie kocury. Liczyłem że Knicks będą losować jako pierwsi, aby wstać z kolan, ale los dał im numer 3, co i tak powinien cieszyć. Tymczasem w Oakland, powoli ruszał finał konferencji, który według wielu z Was będzie tylko formalnością.

Początek tego starcia to ciosy ze strony największych gwiazd obu stron! Na 5 punktów duetu Lillard & McCollum, szybko odpowiedział duecik Splash Brothers. Tym razem wydawało się, że wszystkie strzelby dobrze nabite, na juz starcie! Pod nieobecność Duranta i Cousinsa, kolejny raz wulkanem energii i marzeniem każdego trenera, była postać Greena. Jeden z tych, których wolisz mieć po swojej stronie, już na koniec pierwszej kwarty, uzbierał 6 pkt, 6 zbiórek, 3 asysty i 1 blok. Tryb Playoffs Draymond ma we krwi. Dzięki niemu 27-23 dla Mistrzów. Cieszył widok na parkiecie Hooda, który wspólnie z Collinsem szybko wspierali Blazers z ławki. W połowie drugiej kwarty, nieoczekiwanie 5 pkt z rzędu Jerebko. Po chwili na parkiet powrócił Green, przechwycił, oddał to Stefka, który wyprowadził gospodarzy na 10 punktowe prowadzenie. W tej pierwszej połowie kompletnie nie mógł się wstrzelić bohater Blazers z meczu numer 7 przeciwko Nuggets. McCollum jedynie 3 na 11, do tego aż 13 strat gości, co przelożylo się na 54-45 dla Warriors. Po stronie obrońców tytułu szalał Curry, który nie mając u boku Duranta, ponownie pierwszym snajperem swojej ekipy. Stefek Tylko do przerwy 19 oczek w tym 4 razy za 3 i dwa ciosy zza łuku do samej szatni! Po przerwie swoja dominację na tablicach kontynuował Kanter, który w 30 minucie, miał już 15 zbiórek na koncie. Problem w tym że często po ofensywnej zbiórce, nie potrafił skończyć punktami. Świetna obrona mistrzów, którzy nie zachwycali w ataku, do momentu, kiedy to ponownie Curry dwukrotnie odpalił za 3! Czekałem na Hooda i Collinsa, których w tym czasie, według mnie, powinien wprowadzić Coach Stotts. Nie było na co czekać, ponieważ dzięki Stefkowi, Warriors uciekli na 14 pkt. Kiedy rezerwowi Blazers w końcu pojawili się na parkiecie, przewaga gospodarzy zaczęła topnieć. W tym czasie jedyną strzelbą Warriors wciąż był Curry, który w 3 kwarcie dorzucił 14 punktów. Mimo jego popisów McCollum i Lillard przy wsparciu Hooda i Collinsa doprowadzili do wyniki 77-71. Przed decydująca ćwiartką już 4 przewinienia na koncie miał Green, a to dawało dodatkową nadzieję na emocje w końcówce. Na starcie 4 kwarty, ciosy zza łuku Cooka i Thompsona pozwoliły mistrzom powiększyć prowadzenie. Kolejny raz trójki miały zadecydować o zwycięstwie gospodarzy. Goście potrzebowali wielkiego Lillarda, ale Dame do tego momentu tylko 3 na 10 z gry. Na nieszczęście kibiców Portland, cud nie nastąpił. Gospodarze zabawili się na finiszu z Blazers, bijąc ich w tym czasie na poziomie na 16 pkt, łącznie 116-94. Jak widać mistrzowie bez KD i Boogie, mają się dobrze. Curry 36 pkt, Klay 26 pkt, Green 12 pkt, 10 zbiórek, 5 asyst. Nie ma innej opcji dla Blazers, aby awansować do wielkiego finału, niż wielkie, historyczne popisy swoich gwiazd. Zespół jest, chemia również, zadaniowcy robią swoje, ale tu trzeba Lillarda i McColluma na ich najwyższym możliwym poziomie. Fajnie że Dame kreuje innych, że gra z zespołem, ale bez jego ognia i ryzyka, będzie to spacer dla Warriors. Dziś duet strzelców Portland łącznie zaledwie 36 pkt, 11 na 31 z gry. Oni już zrobili i osiągneli tak wiele podczas tych Playoffs, ale trzeba dużo więcej ich magii, aby powalczyć z Warriors. Dziś wschód…

Zdjęcia: Scott Strazzante/The Chronicle…

Wideo: Źródło YouTube/Nba,YouTube/MotionStation.

Redagował: Buzzer.