Marzenia to nic innego jak radość i szczęście. Nic dziwnego, że dążymy do ich spełnienia. Życie bez marzeń to życie bez żadnego celu. Zrealizowanie ich czasem wymaga od Nas wielu poświęceń i ciężkiej pracy, a na swojej drodze możemy spotkać wiele różnych przeciwności, które mogą Nas zniechęcić do dalszego działania. Grunt to nie poddawać się i z całym impetem przeć do przodu, by osiągnąć to o czym tak bardzo marzymy. Ciężką pracą budujemy najlepsze schody, by dosięgnąć własnych ambicji, pokonując ograniczenia i przeszkody. Naszym dzisiejszym przykładem będzie historia Naszego rodaka, pierwszego, który dotarł do elity marzeń. Najlepszy żywy przykład słów zawartych wyżej. Panie i Panowie… Cezary Trybański.
22 Lipiec 2002. W NBA rządzi Lakers. Drużyny takie jak 76ERS, Spurs, Kings czy Bucks to ligowie potęgi. Golden State Warriors czerwoną latarnią rozgrywek, a w drafcie zostaje wybrany Tony Parker, Gerald Wallace czy Tyson Chandler. Gracze pokroju Iversona, Bryanta, Shaqa, Webbera, Kidda czy Duncana na ścianach wielu Polskich domów.
Rodzime media tego właśnie dnia obiega niespodziewana informacja. Pierwszy Polak zostaje zakontraktowany przez drużynę Amerykańskiego kolosa. Polski akcent nowością dla wszystkich krajowych entuzjastów basketu zza oceanu. Głównym Bohaterem młody Warszawiak. Zaledwie 22 letni środkowy na ustach całego kraju. Zaskakujący angaż z fortuną w tle. Treningi pokazowe okazały się bramą do wielkiego świata. Zamiana Pruszkowa na Memphis historią rodem z Marvela lub DC.
Co ciekawe nowa drużyna została wybrana z kilku innych ligowych propozycji. Stawiając na Memphis wybrał szanse rozwoju i rywalizacji z Lorenzem Wrightem na swojej pozycji. Młoda rotacja z Tennessee przechodziła okres budowy rok po swoich przenosinach z Vancouver. Grizzlies wtedy jeszcze nigdy nie awansowało do najlepszej ósemki zachodu. Młodzież w postaci Gasola, Battiera, Goodena czy Millera w kolorowych barwach rysowała przyszłość Miśków. Dodatkowo trener Brown słynął z wzorcowej współpracy z młodszymi graczami. Debiut Cezarego miał miejsce 15 listopada 2002. Sześć minut w meczu z Minnesotą rozpaliło wyobraźnie polskich fanatyków.
Kosmiczne warunki fizyczne (218cm), rodziły nadzieje na regularną grę. NBA w tym okresie z otwartymi ramionami podchodziło do bardzo wysokich Europejczyków. Sukces Divaca, Stojakovica, Sabonisa czy Ilgauskasa otworzył zza oceanem oczy na stary kontynent. Przypominając, że w tym samym roku Bulls z piątką w drafcie wybiera Ckitiszvilliego… Nasz protagonista zagrał w basketowej lidze Mistrzów 22 spotkania. Zanotował 15 punktów, 7 bloków i 15 zbiórek. Reprezentował na parkiecie trzy organizacje. Staż w Grizzlies, Suns i Knicks na stałe zapisały Trybańskiego w kanonie nadwiślańskiego kosza.
Nawet nie potrafię sobie tego wyobrazić, jak w tamtych czasach mogło to wszystko wyglądać dla kogoś tak skromnego i sympatycznego jak Cezary. Pomyślcie tylko, z dnia na dzień opuszczasz rodzinny kraj i przenosisz się tam, gdzie po drugiej stronie parkietu potrafi biegać Jordan, Bryant bądź Garnett. Historii związanych z pobytem Cezarego w USA jest wiele. To w końcu on pierwszy, z Polski, mógł pochwalić się własną koszulką NBA, ze swoim nazwiskiem. W tamtych czasach nie można było, będąc graczem zawodowej drużyny, po prostu podlecieć np. do LeBrona i strzelić sobie selfie, która potem rozwaliłaby cały polski internet, budując sobie w sekundzie rzeszę fanów w naszym kraju.
Trybański nie raz podkreśla, że na szacunek wielu graczy nie łatwo było zapracować, a wręcz było to często niemożliwe. Hierarchia w zespołach to historie wielu książek, pisanych przez największych tego sportu. Trybański trafił do świata, który dla nas wszystkich był światem kolorowych gazet, i plakatów na ścianach. Zawalczył o to, mimo wielu przeszkód i osiągnął to, o co każdego dnia walczą miliony graczy na całym świecie. Choć nie trwało to długo, Cezary na zawsze zatrzyma te wspomnienia dla siebie i nas ludzi, którzy chcą o tym posłuchać, ponieważ raz jeszcze warto wspomnieć o jakich czasach mówimy. Rozdział z Memphis nie trwał długo, ponieważ Trybański wziął udział w trzech transferach:
30 wrzesień 2003 – wytransferowany z Robertem Archibaldem i Brevinem Knightem do Suns. W zamian Grizzlies otrzymało Bo Outlawa i Jake Tsakalidisa.
5 styczeń 2004 – wytransferowany razem z Angemeem Hardawayem i Shephonem Marburym do Knicks. Suns otrzymało Howarda Eisleya, Macieja Lampe, Antonio McDyessa, Charlie Warda, Milosa Vujanica oraz pierwszy pick 2004 i 2010.
5 sierpień 2004 – wytransferowany z Dikembe Mutombo, Harringtonem i Williamsem do Bulls. Knicks zyskało Jerome Williamsa i Jamala Crawforda.
Gra w drużynach u boku takich legend koszykówki jak starszy z braci Gasol, Marbury, Marion czy Houston to wielka gratyfikacja. Przejściowe pobyty w Raptors i Bulls podkreślają bogate CV.
Trybański na trwałe zapisał się również w historii D-League. Niższy szczebel rozgrywkowy w USA okazał się sacrum Jego talentu. Wybrany w drafcie NBDL 2005 z numerem 63 przez Tulse 66ERS. Już w sezonie 2005/06 został nowym rekordzistą bloków (9 bloków w spotkaniu z Arkansas). Tydzień później wyrównał osiągnięcie w spotkaniu z Fort Worth. W 2010 został liderem w skuteczności rzutów z gry w barwach Reno Bighorns. Niesamowite 322 bloki w G-Legue to następny historyczny wyczyn w Jego dokonaniach.
W ciągu swojej kariery Trybański zaliczył grę w sześciu państwach, reprezentując czternaście różnych klubów. Grecja, Litwa czy Czechy, to nieliczne z przystanków Polaka w barwnej karierze. Aż 22 występy w reprezentacji i udział w eliminacjach do Mistrzostw Europy w 2005. Brązowy medal mistrzostw Polski w brawach Znicza i drugie miejsce w lidze Litewskiej z BC Dzukiją.
U naszych wschodnich sąsiadów został wybrany do najlepszej piątki sezonu. Dodatkowo zgarniając tytuł obrońcy roku i środkowego roku. Średnia 3,1 bloków na mecz wzbudzała respekt wśród przeciwników. W Grecji został natomiast liderem wśród bloków, zaliczając powtórkę z rozrywki w odniesieniu do amerykańskich czasów.
Historia swoją genezę miała na pewnym Mazowieckim Bazarku. Sprzedawca poradził treningi koszykówki. Był to pierwszy etap drogi do NBA. Cezary Trybański często miał zarzucany brak talentu i agresji oraz słabe przygotowanie fizyczne. Malkontenci Jego osoby nigdy tak naprawdę nie zrozumieją, ile zrobił dla Polskiej koszykówki. Jak ciężko było odnaleźć się młodemu chłopakowi w nowym kraju, pod gigantyczną presją otoczenia, wie pewnie tylko On sam. C-Tryb na stałe zapisuje się na kartach sportu w swoim kraju, świetne wykorzystując szanse jakie się przed Nim otworzyły.
Masa ludzi przyzwyczajona jest do krytykowania osób, które spełniają swoje marzenia, dążą do jasno określonego celu, które miały odwagę podjąć się ogromnego wyzwania. Wytykając błędy i upadki, kiedy tak na prawdę sami boimy się własnych potknięć. Jeśli już na prawdę chcemy kogoś krytykować niech ta krytyka będzie konstruktywna, która będzie pomagać w rozwijaniu się i doskonaleniu. Nigdy odwrotnie. Nie podcinajmy skrzydeł. Każdy z nas ma przecież marzenia i dąży do ich spełnienia. Cezary Trybański był w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. Jego kariera w NBA nie przebiegła po Jego myśli. Dotarł jednak do pułapu zarezerwowanego tylko dla największych światowych talentów. Tak właśnie został zapamiętany w mojej głowie. Żywa motywacja, że z odpowiednim podejściem można góry przenosić.
Dziś Cezary wciąż aktywnie wspiera rozwój i propagowanie basketu w naszym kraju. Oprócz wielu inicjatyw komentatorskich, bardzo często jest częścią projektów, w których wspiera dzieci i młodzież, chcących rozwijać swoją pasje do koszykówki. Jego podejście do dzieciaków, powoduje, że ci najmłodsi czują się w jego towarzystwie wyjątkowo szczęśliwi.
Kontakt z kimś tak wysokim a zarazem uśmiechniętym od ucha do ucha, powoduję mnóstwo emocji. Wspólnie z Krzysztofem Ignaczakiem oraz Marcinem Lijewskim, Trybański założył projekt pod nazwą „Szyjemy sport na miarę”. Inicjatywa ta to sportowe eventy, na terenie całego kraju, podczas których, dzieci i dorośli mają szanse wspólnie uczestniczyć w zajęciach z gwiazdami polskiego sportu.
Oczekuję biografii uchylającej rąbka tajemnicy NBA po godzinach… to dopiero byłaby lektura!
Zdjęcia: źródło NBA, TBL, Szyjemy Sport na miarę.
Redagował: Buzzer & Bartek Bartkowiak
Oprawa graficzna: Padre