Mistrzowie odpowiedzieli, Demolka z 3 kwarty pomogła.

Golden State Warriors 109 – 104 Toronto Raptors.

Kozak meczu: Draymond Green 17 pkt, 10 zb, 9 asyst.

Wynik Serii: Remis 1-1.

A więc ta noc miała mieć tylko dwa możliwe scenariusze! Brutalna odpowiedź Mistrzów, lub kolejny pokaz siły północy. Tym razem to czerwone piekło zgotowane przez kibiców Raptors miało dodać miejscowym pewności siebie, ponieważ te krwiste barwy z prezentowały się wyjątkowo imponująco. Na ten wielki mecz skusił się nawet były Prezydent Usa, Barack Obama, który odwiedził Ontario, będąc ogromnym fanem Nba od zawsze. Początek tego starcia to prawdziwy pojedynek Klay Thompson vs całe Raptors. Jeden ze Splash Brothers dosłownie oszalał zdobywając pierwszych 11 punktów swojego zespołu! Raptors odpowiadali nieco bardziej zespołowa koszykówką. Cały Jurassic Park dosłownie eksplodował kiedy to Siakam zapakował w taki sposób, że ciary spowodowały utratę kapci! Po tym zagraniu, Raptors stanęli, a dodatkowo niepotrzebne faule pozwoliły Warriors na szybki run 8-0. Kolejne punkciory Siakama, pozwoliły uspokoić nieco sytuacje. Warto wspomnieć, że ten szalony debiut w finałach Nba Siakama, porównywalny do samego Michaela Jordana. Kibiców Toronto miał prawo martwić problem z faulami, ponieważ jeszcze przed końcem pierwszej ćwiartki, 2 przewinienia wyłapał Lowry, Siakam oraz VanVleet. Mimo tego, agresja na atakowanej tablicy, pomogła gospodarzom wygrać ten okres gry, 27-26. Na starcie bez punktów z gry Curry, kiedy z drugiej strony Leonard z dorobkiem 9 oczek. Kiedy drugą kwartę punktami otworzył Klay, Raptors odpowiedzieli zagraniem Spicy P, którego po chwili wsparł z dystansu VanVleet, co zmusiło coacha Kerra przerwać grę. To właśnie popularny Fred zdobył 6 punktów z rzędu, pisząc piękny rozdział tych finałów. Dzięki niemu Raptors uciekli na 37-28. Kompletny piach w tym czasie Currego, który 0 na 5 za trzy. Ewidentnie pretensje do sędziów mogli mieć kibice gospodarzy. Kolejny faul Lowrego, mocno dyskusyjny. Świetne minuty Cosuinsa, który w końcu przypominał prawdziwego Boogie. Mimo tego Leonard 2+1 Leonarda, dzięki czemu 12 pkt przewagi Dinozaurów. Kiedy do szatni z urazem udał się Iggy, za 3 w końcu odpalił Curry. Po chwili jeszcze za 3 Thompson i szybko zrobiło się 59-54. Tym samym mistrzowie pokazali, że mimo słabszej postawy, wciąż nie pozwalali rywalom na znaczącą ucieczkę. Naprawdę minimalny wymiar kary gospodarzy do przerwy. Najlepszym strzelcem Warriors Thompson 18 pkt, po stronie Raptors 16 pkt Leonarda. Warto pochwalić za koncówkę pierwszej połowy Stefka, który powrócił nieco do swojego poziomu. Ewidentnie sporo dziwnych gwizdków dla obu stron od sędziów. Pozostawała nadzieja, że arbitrzy nie będą negatywnymi bohaterami po przerwie. Początek drugiej połowy to przede wszystkim pozytywny widok ze względu powrotu na parkiet Iguodali, którego dodatkowo 5 szybkich punktów, pozwoliło Warriors, wyjść na prowadzenie! W tym czasie wyglądało to tak jakby z Raptors zeszło powietrze. Świetna obrona mistrzów i kolejne ciosy w ataku, demolowały gospodarzy, którzy wyłapywali po blisko 5 minutach 3 kwarty 18-0! Te szaloną ucieczkę przerwał dopiero VanVleet! Kiedy dramat Raptors trwał w najlepsze, nadzieje dał Leonard, którego 2+1 zredukowało straty do 9 punktów. Kolejne straty i pudła podcinały skrzydła kibicom. W tym czasie jedynie Leonard walczył po stronie gospodarzy. Ta 3 ćwiartka to prawdziwy pokaz siły Warriors, którzy rozbili rywali na poziomie 34-21. Przed ostatnią decydująca ćwiartką, 88-80 dla gości. Sygnał do ataku dał nie kto inny jak Lowry, który wspólnie z Greenem zredukował straty do 4 pkt. Problem dla gospodarzy w tym, że nagle nie wiadomo skąd urwał się nowy bohater gości, Cook! Jego dwa celne rzuty za 3 uciszały podniecona nieco publiczność. Kontuzja Thompsona wysłała go do szatni. Na 7 minut przed końcem, 100-91 dla mistrzów. Warriors imponowali zespołowa koszykówką. Kolejny raz serduchem zespołu po obu stronach był Draymond Green, który leciał w stronę drugiego z rzędu triple-double. Na 4 minuty przed końcem 6 faul Lowrego zakończył jego występ w tym spotkaniu. Choć Raptors mogli odrobić, brakowało ognia i heroizmu z ich strony. Mimo że Warriors stanęli, Raptors odpowiedzieli tym samym, kolejnymi pudłami. Osobiste Leonarda dawały nadzieje. Strata Greena i trójka Danny Greena, postawiła nas wszystkich na nogi, ale wtedy za 3 zabił Iggy, zostając bohaterem Warriors! Mistrzowie odpowiedzieli, dominując w 3 kwarcie. Do tego świetna obrona, mistrzowska obrona,  w ich wykonaniu. Jak widać nie potrzeba wielkich popisów Currego aby zespołowo pokonać rywali. Poza tym raz jeszcze potwór Draymond Green. Martwi kontuzja Thompsona, ale Klay stwierdził, że to nic groznego. Dobry mecz Cousins, pierwsze double-double po powrcie. Po stronie Raptors zabrakło dziś wsparcia Siakama, którego mistrzowie nieco wyłączyli i obecności w końcówce Lowry. Mimo dominacji w pomalowanym do przerwy, słabiutko w drugiej połowie. Teraz jedziemy do Oakland, gdzie Warriors rozegrają swoje ostatnie finały w Oracle Arena.

Curry 23pkt, Thompson 25 pkt, Green 17 pkt, Couins 11 pkt, Iguodala 8 pkt.

Leonard 34 pkt, Siakam 12 pkt, Lowry 13 pkt, Gasol 6 pkt, VanVleet 17 pkt.

 

Zdjęcia: Carlos Avila Gonzales/The Chronicle.

Wideo: Źródło YouTube/Nba,YouTube/HouseOfHighlights.

Redagował: Buzzer.