Młody Brat nastraszył Stefka! Udana pogoń Mistrzów!

Portland Trail Blazers (3) 111 – 114 Golden State Warriors (1)

Kozak meczu: Stephen Curry 37 pkt, 8 zb, 8 asyst.

Wynik Serii: 2-0 dla Warriors.

Drugie starcie w Oakland miało dać odpowiedz, czy Portland są w stanie podnieść się po nieudanym meczu numer 1 i powalczyć o niespodziankę pod nieobecność wciąż kontuzjowanych Cousinsa i Duranta. Każdy z nas czekał na wielki mecz Lillarda, który w ostatnich meczach nieco rozczarowuje skutecznością. Wyrównana pierwsza kwarta pokazała ze obie ekipy w dużo lepszej formie niż podczas bitwy numer 1. Punkty leciały ze strony każdego gracza, i to Blazers uciekali na kilka punktów. Do połowy drugiej ćwiartki podobny scenariusz w którym to McCollum i Stefek zdobywali kolejne punkty, będąc najlepszymi strzelcami swoich zespołów, a wynik kręcił się wokół małego prowadzenia gości z Portland. Ostatnie 6 minut przed przerwą to prawdziwy popis ze strony Blazers. Od stanu 42-39, goście mocno siedli na mistrzach, wymuszając przy tym kolejne straty i nokautując rywali w ataku. Pobudka Lillarda, który w tym czasie zdobył 8 punktów oraz świetna zmiana młodego Curry. Kibice Warriors przecierali oczy, widząc jak Portland powiększa przewagę. Jedynie starszy Curry był w stanie odpowiadać na kolejne punktu rywali, mając na koncie 19 pkt do przerwy. Mistrzowie do przerwy 15 punktów w plecy, co rozbudziło entuzjazm w kibicach z Rip City. Początek drugiej połowy to punkty McColluma który powiększył przewagę do 17 punktów. Choć wydawało się ze goście kontrolują grę, to było pewne ze Warriors stać na szybką odpowiedz. Ile to już razy w ostatnich latach, gospodarze rozjeżdżali rywali w tych trzecich kwartach. Tym razem podobnie! Gospodarze potrzebowali zaledwie 7 minut aby zaliczyć run na poziomie 20-4 doprowadzając do remisu na koniec tej części gry! W tym czasie 11 punktów dorzucił Curry, wspierany przez Thompsona. Przenosimy się do ostaniej decydującej ćwiartki. Od remisu po 95, mała kolejna ucieczka 7-0 ze strony gości! Kolejna świetna zmiana z ławki w postaci Leonarda, który dominował w tym czasie na tablicach i wystrzelił dodatkowo czyściocha za trzy. Każdy gracz Blazers walczył niczym o życie, a kolejnym bohaterem zespołu miał ochotę zostać młodszy Curry, który wyszarpał 4 przechwyt i odpalił swoją 3 trójkę! „Brother Crime” na oczach rodziców, wśród których szczególną radochę wykazała Mamuśka Curry. Na 3 minuty przed końcem, 108-105 dla Portland. Aktywny Green oraz osobiste Stefka, pozwoliły Warriors odzyskać prowadzenie, dzięki run na poziomie 10-0. Kiedy pudłowali zarówno Lillard oraz McCollum, tłum uciszył nikt inny jak Seth Curry, który raz jeszcze punktował zza łuku. Jak ja w tym momencie darlem ryja to nieporozumienie! Życzyłem Sethowi tego zwycięstwa nad starszym bratem na oczach rodziców. Problem w tym ze Stefek nie odpuszczał a jego współpraca z Greenem przyniosła gospodarzom 4 punkty z rzędu. Ostatnie posiadanie należało do Blazers, którzy mieli szanse doprowadzić do dogrywki. To miał być Dame Time…ale okazało się Iggy Time! Iggy w imponujący sposób wyszarpał piłkę Lillardowi, dzięki czemu Warriors mogli świętować drugie zwycięstwo w tej serii. Trzeba oddać mistrzom co mistrzowskie, oni po prostu potrafią wygrywać. Szalony come back to raz, i później jeszcze odrobili 7 punktów straty w końcówce. Steph Curry ponownie w trybie MVP, 37 punktów. Drugi Splash Brother 24 pkt, niezastąpiony Green 16 pkt, 10 zb i 7 asyst. Do tego Lonney z ławki 14 pkt i nieśmiertelny Iggy. Szkoda Blazers, ponieważ podnieśli się po meczu numer jeden i każdy z nich dziś włożył w ten mecz mnóstwo serducha! Tak mało zabrakło aby ponownie każdy mówił tylko o nich. Zabrakło raz jeszcze na finiszu Lillarda, który jest jedyną szansa na odwrócenie losów rywalizacji. Czas na wielkie spotkanie numer 3 Dame! Smutny, zawiedziony, schodził do szatni ze spuszczona glowa. Walczycie dalej Panowie! Lillard 23 pkt i 10 asyst. McCollum22 pkt, Seth Curry 16 pkt. Przenosimy się do Portland, gdzie ponownie nie zobaczymy Duranta i Cousinsa.

Po meczu Stefek wypowiedział się na temat świetnego występu swojego Brata: „To zdecydowanie nie była braterska gierka w domu, tylko prawdziwa braterska bitwa” – Curry.

Za to coach Steve Kerr przyznał: „Wykradliśmy ten mecz”.- Kerr.

Zdjęcia: Amerre Tyre/GI, Ron Chenoy/Usatoday.

Wideo: Źródło YouTube/Nba,YouTube/ESPN.

Redagował: Buzzer.