A więc szybko i na temat! Durantula zabił nadzieję wielu z Nas na cud, który miał nam wszystkim dać mecz numer 7 w tej serii. Z jednej strony kolejny pokaz siły Warriors, a z drugiej ludzka twarz, zespołu który jest do pokonania. Co do samego meczu, to kolejny piękny rozdział kariery Duranta. Można go kochać lub nienawidzić, ale szanować trzeba. Bez wątpienia jeden z najlepszych strzelców w historii tej ligi. Gość, którego jump shoota nie da się zablokować. KD punktuje na takim pułapie, ze trudno znaleźć podobnego świra, na pozycji small forward, który wybijał się tak wysoko. Po prostu zostaje ci wierzyć że spudłuje, bo obrona tego, niczym mission impossible. Raz jeszcze Durant pokazuje co znaczy level Playoffs. Wielu wielkich graczy leci podobnie w regularnym, aby szybko zderzyć się z poziomem Playoffs. Nie on, bo 38 punktów do przerwy, wyrywa z kapci i budzi szacunek. Mimo podkręcenia kostki przez Curry, mimo gorszego dnia Thompsona, to właśnie KD zabił emocje w tym meczu. Dodatkowo wariat Green tez porządził. Za każdym razem kiedy waleczność i ambicja Clippers rodziła nadzieję, Durantula zadawał kolejny cios, który zakończył piękna przygodę miejscowych w tegorocznych Playoffs. Blisko 100 punktów w dwóch kolejnych spotkaniach pokazuje, że KD to główna strzelba aktualnych mistrzów, która ma ochotę teraz odstrzelić Rockets. Już jutro pierwsza bitka na poziomie polfinalu konferencji, gdzie to jego pojedynek z Hardenem powinien budzić ciary na plecach. Co do Clippers?! Panowie wielki szacun i ogromne podziękowania za te emocje! Za ten historyczny come back w starciu numer 2! Beverly ty Swirze, wolałbym mieć Ciebie zawsze po swojej stronie! Waleczny z Ciebie kocur! Gallinari, Italia pewnie dumna, bo kiedy zdrowy, to jeden z najlepszych egzekutorów w historii Europy. Gilgeous-Alexander, młody i cholernie równy! Harrell & Williams, duet marzenie każdego trenera! Wy już napisaliście historie graczy z ławki, która powinna zawitać do Hollywood. Dziś Wam nie wyszło, i może to główny powód porażki. Ale nastraszyliście aktualnych mistrzów, a dodatkowo koszulka Clippers ponownie nabrała szacunku w całym koszykarskim świecie! Na koniec dwa słowa do Coacha Riversa. Na przedramieniu mam wydziarganego Garnetta, z czasów kiedy grał dla Ciebie w Bostonie. Nawet nie wyobrażam sobie co znaczy, ogarnąć jego charakter w mixie z Rondo, Piercem, Allenem i Perkinsem. Wtedy pisałeś historie, a dziś raz jeszcze udowodniłeś, że nie bez przypadku, jest wielu, którzy chcieliby dla Ciebie zagrać. Te twoje przemowy w szatni wywołują ciary, łzy i podniecenie, bo Coach jest i powinien być niczym ojciec. Zdrowia trenerze! Mistrzowie wciąż faworytami, ale do pokonania! Fajna seria Panowie! Playoffs właśnie na tym polega…
Zdjęcia: Istahu.com
Redagował: Buzzer.