Prawdziwy Jurassic Park w LA, Proces zatrzymany na Brooklynie, Booker bohaterem Arizony, Greak Freak nie zwalnia.

Sacramento Kings (6-4) 109 – 144 Milwaukee Bucks (8-1)

Kozak meczu: Giannis Antetokounmpo – 26 punktów, 15 zbiórki i 11 asyst

W końcu to musiało nastąpić. Kings po 3 z rzędu wygranych na Wschodzie, zajechali na dzielnicę do Antka, gdzie wyłapali małe manto od lokalnych Kozłów. Fear the Deer pełną gębą, czyli całkowita dominacja gospodarzy od początku do samego końca.

Aż 8 graczy Bucks z podwójną zdobyczą, do czego triple-double dorzucił Antetokounmpo, a gospodarze z rekordową zdobyczą punktową w sezonie.

Philadelphia 76ers (6-5) 97 – 122 Brooklyn Nets (4-6)

Kozak meczu: D’Angelo Russell – 21 punktów, 2 zbiórki i 6 asyst

Spora niespodzianka na Brooklynie! Dominator Embiid nie poszalał i znalazł godnego rywala w postaci młodego Allena. Choć początkowo to Sixers wyszli na prowadzenie po pierwszej kwarcie, to od drugiej ćwiartki dzięki świetnej obronie Nets demolowali powoli bardziej utytułowanych graczy z Philly.

O wszystkim w tym meczu zadecydowały straty, których Sixers uzbierali łącznie aż 28, przy zaledwie 9 stratach gospodarzy. Młodzież z Brooklynu pokazała naprawdę moc w obronie i zatrzymała Sixers poniżej granicy 100 punktów.

Oprócz LeVerta i Russella na wyróżnienie zaslużył Allen, który znacznie ograniczył Embiida w pomalowanym. Tym samym sporo radości w niedzielny wieczór w Barclays Center.

New York Knicks (3-7) 95 – 108 Washington Wizards (2-7)

Kozak meczu: John Wall – 26 punktów, 7 asyst i 5 przechwytów

Odrobinę radości również w stolicy. Po 5 z rzędu porażkach, w końcu zwycięstwo odnieśli Wizards, którzy u siebie pokonali nowojorskich Knicks.

Po stronie gości zawiodła kompletnie broń z dystansu, która zza luku zakończyła się na poziomie 18%. Świetny początek oraz końcówka w wykonaniu gospodarzy, pozwoliło Wizards świętować, choć nastroje w zespole pewnie wciąż nie za wesołe, ponieważ zespół ze stolicy to na razie jedno z największych rozczarowań tego sezonu.

Orlando Magic (3-6) 117 – 110 San Antonio Spurs (6-3)

Kozak meczu: Aaron Gordon – 26 punktów, 8 zbiórki i 1 przechwyt

Kolejnym zespołem, który przerwał swoją serię porażek, są Orlando Magic. Swój najlepszy mecz w sezonie rozegrał Aaron Gordon, który poprowadził swój zespół do wyjazdowego zwycięstwa nad Spurs. Dynamika tego gracza to jego największa broń, a coach Clifford wymaga od niego jeszcze większej aktywności w ataku.

Gordona dzielnie wspierali dziś Augustin oraz Ross, co pozwoliło Magic na kontrolowanie meczu w końcówce, ponieważ ich przewaga po 3 kwartach sięgała 17 punktów.

Po stronie Spurs, 25 punktów DeRozana, którego z ławki wspierali weterani, Gasol, Mills oraz Belinelli, ale to nie wystarczyło, aby odnieść 5 zwycięstwo z rzędu.

Memphis Grizzlies (5-3) 100 – 102 Phoenix Suns (2-7)

Kozak meczu: Devin Booker – 25 punktów i 7 asyst

Oj długo kibice Phoenix czekali na 2 zwycięstwo swojej drużyny w tym sezonie. Po 7 kolejnych porażkach, w końcu w Arizonie zaświeciło lekko słońce. Bohaterem okazał się ten, który obiecał kibicom Playoffs, czyli superstrzelec, Devin Booker.

Przy remisie po 100, młody kocur Phoenix wyprowadził, jak się okazało decydujący cios, kiedy na zegarze pozostało jedynie 1,7 sekundy. W całym meczu Booker na poziomie 25 punktów i 7 asyst.

Po stronie Grizzlies zawiodła pierwsza piątka, która nie potrafiła utrzymać poziomu w ataku, a jedynie gracze z ławki ciągnęli wynik do końca. Warto mieć nadzieję, że to początek lepszego w Phoenix, którzy liczą na dużo więcej, niż ich obecna sytuacja.

Minnesota Timberwolves (4-6) 81 – 111 Portland Trail Blazers (7-3)

Kozak meczu: Jusuf Nurkic – 19 punktów, 12 zbiórki i 2 asyst

Pod nieobecność Butlera, Rose oraz Teague, ciężko było liczyć na zwycięstwo Wolves w starciu przeciwko Blazers. Z pozytywnych wiadomości uraz Derricka Rose nie jest poważny, a D-Rose, był nawet brany pod uwagę, aby zagrać w tym meczu.

Ze względu na podobny uraz Teague oraz odpoczynek Butlera, Blazers nie mieli większego problem, aby pokonać Timberwolves. Pomogła im w tym fatalna skuteczność gości, która na poziomie 31% nie mogła wróżyć niczego dobrego.

Najlepszym graczem na parkiecie okazał się dziś Nurkic, który zaskakująco łatwo radził sobie z KAT-em, a zwycięstwo jego zespołu nie było zagrożone nawet przez minutę.

Toronto Raptors (9-1) 121 – 107 Los Angeles Lakers (4-6)

Kozak meczu: Serge Ibaka – 34 punktów, 10 zbiórki i 2 asyst

Kiedy przed meczem Raptors poinformowali, że Kawhi Leonard nie zagra z powodu odpoczynku ze względu na mecze back to back, pomyślałem, że Lakers będą mieli ułatwione zadanie, aby pokonać u siebie Toronto w ten niedzielny wieczór. Tymczasem pierwsza kwarta to prawdziwy koszmar gospodarzy, którzy dosłownie zostali zżarci przez Jurassic Park.

Raptory dosłownie przebiegły się po Lakers, nokautując ich na poziomie 42-17. Choć pierwszą strzelbą był Ibaka, który w pierwszej połowie uzbierał 26 punktów w ciagu 11 minut przy 100%, to prawdziwym liderem Lowry, który w tym czasie rozdał 12 asyst. Tym samym Lowry ustanowił nowy rekord organizacji, 8 meczów z minimum 10 asystami na mecz.

Druga połowa tego spotkania nie przyniosła niczego nowego. Raptors, mimo braku Leonarda, kontrolowali przebieg wydarzeń na parkiecie, choć trzeba oddać Lakers, iż walczyli do końca o jak najmniejszy wymiar kary. Swojego dnia wyraźnie nie mial dziś Król James, który skromnie na poziomie 18 punktów i 6 asyst. Najlepszym strzelcem spotkania okazał się Ibaka, zdobywca 34 punktów.

Choć żadnym prorokiem nie jestem, to jednak odważę się zaryzykować stwierdzenie, że mecz ten mógł być gwoździem do trumny coacha Waltona. Zanim wyleciałem z LA, na miejscu aż huczało od plotek na temat twardej rozmowy miedzy nim, a Magicem Johnsonem.