Szklane kolana vs naturalny geniusz. Przypadek Penny’ego Hardawaya

1971 rok, Memphis. Na świat przychodzi Anfernee „Penny” Hardaway. I już tutaj mamy ciekawostkę, bo krąży wiele hipotez, jakoby to imię zostało nadane mu przez pomyłkę, bo lekarz źle zapisał imię „Anthony”, podawane ponoć przez jego matkę, Faę. Ta zdecydowanie zaprzecza, by się pomyliła. To imię po prostu spodobało jej się u jednego chłopaka w Lester High (więcej: TUTAJ). Penny jest tylko i wyłącznie przydomkiem, nadanym mu przez babcię, chociaż też nie bezpośrednio. Kobieta słabo wymawiała słowo „pretty”, a stąd już blisko do „Penny’ego”. Jak widać w życiu Hardawaya od początku było mnóstwo przypadków i zrządzeń losu, co miało się w przyszłości stety/niestety (skreślić niepotrzebne) stać jego znakiem rozpoznawczym.

Gdy jest młody,  Fae Hardaway postanawia pojechać do Kalifornii, gdzie zostawia małego  pod opieką babci, Louise Hardaway, by rozpocząć pracę w Oakland. Po zaoszczędzeniu trochę pieniędzy przez dziadków Penny’ego, wracają do Memphis, a dokładniej do Binghampton, gdzie już mieszkali w 1950 roku. Od tamtego czasu okolica zrobiła się dużo bardziej niebezpieczna, więc by chronić Penny’ego przed zejściem na kryminalną ścieżkę,  regularnie, przez wiele lat, chodzą z nim do Early Grove Baptist Church. Sytuacja komplikuje się, gdy do Memphis wraca jego matka i przejmuje nad nim opiekę. W tym czasie już wychodzi jego talent do koszykówki. Grając dla Treadwell High School osiąga niebotyczną średnią linijkę 36,6 punktów – 10,1 zbiórek – 6,2 asyst – 3,9 przechwytów oraz 2,8 bloków, co skutkuje uzyskaniem zawodnika roku nadanym mu przez Parade Magazine. Jego koszykówka jest radosna, na pełnym luzie, z nieszablonowymi zagraniami i skocznymi dunkami. Chce się go oglądać, oglądać, oglądać…


Penny ma jednak problemy w szkole, zaniedbuje naukę, skutkiem czego nie zdaje testu do college’u (American College Test) przez co marnuje rok (zgodnie z przepisami NCAA, znanymi również jako „propozycja 48”). Pomimo wielu ofert, ostatecznie wybiera Memphis State (dzisiaj University of Memphis). Jeżeli nie zdajesz testu, a decydujesz zostać się na starych śmieciach, musisz być świadom złośliwych komentarzy. Penny potwierdził to w wywiadzie dla magazynu „Sport”:

Imagine walking around your hometown and everybody thinks you’re a dummy

Kiedy wydaje się, że najgorsze ma już za sobą, zostaje napadnięty razem z kuzynem przez czterech gości wyskakujących z samochodu. Zabierają mu pieniądze, biżuterię i buty, a podczas zawijania się z łupem, oddają strzały. Jedna z kul odbija się rykoszetem od chodnika i trafia Penny’ego w prawą stopę, łamiąc mu trzy kości. Wizyta w szpitalu daje mu wiele do myślenia, jest to ten jeden z momentów, gdy zdajesz sobie sprawę, że było naprawdę blisko byś na dobre zniknął z tego świata, a miałeś przecież przed sobą znakomitą przyszłość. Po powrocie do Memphis State w sezonie wstępują w niego całkiem nowe siły. W 1992 roku zostaje wybrany do USA Basketball Developmental Team, bardzo duże wyróżnienie, choć mocno przyćmione przez legendarny Dream Team z olimpijskiej Barcelony. Za kolegów ma Chrisa Webbera, Jamala Mashburna czy Granta Hilla.  W sezonie 92/93 jest jeszcze lepszy. Zaczyna kręcić naprawdę poważne statystyki, kończąc rok ze średnią 22,8 punktu – 8,5 zbiórek – 6,4 asyst – 2,4 asyst, – 1,2 bloków. Dwa triple-double, Naismith College Player of the Year i nagroda Johna R. Woodena, nadawana najbardziej zachwycającemu graczowi, dają mu przepustkę do poważnego grania, czego jest zresztą świadomy. Rezygnuje ze swojego ostatniego roku na uczelni, by wziąć udział w drafcie.

Penny zostaje wybrany z nr 3 draftu przez Golden State Warriors, ale natychmiast wymieniony za nr 1 Chrisa Webbera, późniejszą gwiazdę Washington Wizards i Sacramento Kings oraz trzy przyszłe pierwszorundowe picki. Część fanów Magic zgromadzonych w Orlando Arena, by oglądać przebieg draftu, wybuczała ten wybór, co mocno dotknęło samego Hardawaya, żalącego się Philowi Taylorowi ze Sports Illustrated’s:

How can you feel at home when your hometown fans boo you?

Z obecnej perspektywy wybór wydawał się być znakomity, Orlando potrzebowało kogoś do obsługiwania giganta pomalowanego, jednego z największych centrów w historii ligi, Shaquille’a O’Neala, mającego za sobą wielkie osiągnięcia z pierwszego roku.

Scott Skiles nie dorównywał Anfernee’emu Hardawayowi pod żadnym względem, natomiast Chris Webber w duecie z O’Nealem mógł stworzyć najpotworniejsze duo podkoszowe ligi, czego zresztą wielu oczekiwało. Tymczasem Penny-Shaq w nadziejach byli przyrównywani do legendarnych Magica i Abdul-Jabbara (nigdy im nie dorównali), bo może – idąc za słowami Larry’ego Birda – liderem powinien być Penny, a nie Shaq, jeśli Orlando myślą o mistrzostwie. Chociaż to Chris Webber zgarnął nagrodę dla najlepszego rookasa, to Penny znalazł się tuż za nim. Bardziej jednak znamienny jest fakt dotarcia przez Orlando aż do finału z Houston Rockets w składzie z Drexlerem i Olajuwonem, gdzie gładko ulegli 4-0. W następnym sezonie z rekordem 60-22 wygrali dywizję atlantycką, w play-offach rozprawili się z Detroit Pistons, a następnie Atlanta Hawks. Przegrali w finale konferencji z Chicago Bulls. Umówmy się, wtedy nikt nie był w stanie postawić się Jordanowi, Pippenowi i spółce. Nawet Pan Bóg.

Pomimo historycznych sukcesów wciąż panowała napięta atmosfera. Fani mieli do niego sporo zarzutów, a on nie potrafił znaleźć wspólnego języka z następnymi trenerami, zwłaszcza z Brianem Hillem, a później także Richie Adubato i Chuckem Daly. Gdy wraca z olimpiady ze złotym medalem, tego samego roku Shaquille O’Neal odchodzi do Los Angeles Lakers w ramach wolnej agentury. Penny ma wrażenie, że statek pod banderą Orlando zaczyna coraz szybciej tonąć, mimo desperackich prób łatania przeciekających dziur. Dopiero przyjście Juliusa Ervinga daje nadzieję. Penny miał naprawdę możliwość zostania najlepszym rozgrywającym w historii. Tylko wyobraźcie sobie – wyższy, z lepszym rzutem, z IQ na poziomie inżyniera NASA. Wyprzedzał swoje czasy o lata. To wszystko miałoby prawdopodobnie miejsce, gdyby nie pierwsza poważna kontuzja związana z więzadłami krzyżowymi. Trudno zasadniczo powiedzieć, co tak naprawdę stało się z kolanem Hardawaya z powodu ówcześnie niewystępującej technologii rezonansu magnetycznego, natomiast jakieś światło na to rzuca wypowiedź dra Jamesa Andrewsa. Zapytany o kontuzję, ostrożnie tłumaczył:

It was very difficult to explain what was wrong with Penny Hardaway. He was a great guy, a competitive guy, but he had an articular cartilage injury, an injury to the smooth lining of the joint that allows the gliding of the joint.

Zagłębianie się w szczegóły anatomiczne nie ma sensu, dlatego wystarczy nam zrozumieć, że uszkodzenie stawu kolanowego polegało na niewłaściwym ślizganiu się błony, ostatecznie powodującym ból. Gdyby kontuzja Penny’emu przytrafiła się 2-3 lata później, było bardzo duże prawdopodobieństwo, że lekarze dzięki nowoczesnym metodom wydłużyliby mu karierę. W każdym razie problem z kolanem Hardawaya bardzo przypomina problem – w sensie komfortu psychicznego – z kolanem Geoffa Petrie’ego. Obaj musieli zmieniać styl grania, jeśli w ogóle chcieli grać. Kolano dokuczało mu na tyle, że opuścił większość następnego sezonu. Dzięki rosnącej popularności nie miał problemu z wyborem przez fanów do meczu All-Star po raz czwarty z rzędu. Penny wystąpił. Za przedwczesne wbiegnięcie na parkiet został mocno skrytykowany. Zresztą były ku temu uzasadnione powody, co potwierdziła historia. Swój ostatni mecz sezonu rozegrał tydzień po zakończeniu weekendu All-Star, po czym przeszedł cztery operacje. To właśnie one pozbawiły Penny’ego szybkości oraz eksplozywności, tak bardzo dla niego charakterystycznej we wcześniejszych sezonach. Odpadnięcie w następnym sezonie na pierwszej rundzie z Philadelphią 76ers zakończyło pewien etap w jego historii. Z dzisiejszej perspektywy – pierwszy i jedyny.

Dalsze przygody Penny’ego na parkietach NBA to równia pochyła z elementami woli walki. Eksperyment z Jasonem Kiddem w pierwszym roku jego przenosin do Suns trudno oceniać wyczerpująco, gdy obaj panowie ze względu na kontuzje rozegrali ze sobą raptem 45 spotkań. Penny poprowadził Phoenix do play-offów, gdzie dopiero ulegli w półfinale Lakersom z Shaquillem O’Nealem.  Optymizm przygasł, gdy w sezonie 00/01 musiał poddać się kolejnym dwóm operacjom. Kiedy doszedł do siebie, Jason Kidd był już gdzie indziej, a zmieniona rzeczywistość z takimi nazwiskami jak Marbury, nie była już tym samym. W Knicksach rozegrał z tego samego powodu raptem 4 spotkania w pierwszym składzie. Miami to już nic nieznaczący epizod.

Chociaż Hardaway’owi nie powiodło się na parkietach tak, jakby chciał tego cały świat, to nie można tego powiedzieć o jego celebrycko-finansowej stronie. Znakomity finansista, jeden z niewielu w tamtych czasach, przebierał w ofertach reklamowych, wybierając tylko te najlepsze. Szacuje się, że w NBA zarobił około 120 mln dolarów przez 16 sezonów, jest właścicielem dwóch firm w Memphis (salonu fryzjerskiego oraz i jednej w Miami (handlującej darnią). Pomógł też w 2010 roku w rewitalizacji Bluff City Classic, ale jakbyśmy chcieli wymieniać, to lista byłaby dużo dłuższa.

Penny Hardaway to przykład geniusza rodzącego się raz na tysiąc lat, któremu Matka Natura postanowiła podkładać kłody wyjątkowo perfidnie. Oprócz przytrafiających się kontuzji, mało kto ówcześnie wierzył mu, że z jego kolanem jest naprawdę źle. Hardaway przyznawał oficjalnie, że nie słyszał żadnego chrupnięcia, a kolejni lekarze bezradnie rozkładali ręce, bo nie mogli znaleźć przyczyn bólów – z kolanem wydawało się być wszystko w porządku. Nabrzmiałe domysły i pretensje do gracza ze strony fanów oraz zarządu musiały powodować u niego walkę z narastającą frustracją. Na koniec proponuję eksperyment. Spróbujcie przekonać kogoś do nieprawdopodobnej rzeczy, chociaż wy będziecie wiedzieć, że to czysta prawda. Większość wam przytaknie, zrozumie, ale oczy powiedzą coś innego. Penny to spojrzenie widział w swojej karierze tysiące razy, bo nikt nie umiał mu pomóc. Albo nie rozumiał.