Wschód postraszy…

Jak co roku, okres wakacyjny kibice NBA spędzają w oczekiwaniu na rozpoczęcie kolejnych rozgrywek. Śledzeniu ruchu na rynku wolnych agentów, wymianach, prognozowaniu jaki poziom zaprezentuje kolejna klasa draftu. Ostatnie kilka lat bazowało w głównej mierze na ruchach transferowych Cleveland Cavaliers i Golden State Warriors. Szczególnie lato 2017 roku jak dla mnie było smutnym okresem przygotowań przedsezonowych. Ograniczało się wyłącznie do budzących ogromne wątpliwości braków ciekawych ruchów transferowych w Cavs, ich problemów organizacyjnych oraz oddania Irvinga praktycznie za darmo (fanem I. Thomasa nigdy nie byłem).

Pozostałe wątpliwości przed startem ograniczały się wyłącznie do pytania jak bardzo Cavs i Warriors odpuszczą sezon zasadniczy, kiedy zaczną z należytym szacunkiem traktować przeciwników i pokażą to na co faktycznie ich stać. Moim zdaniem poprzedni sezon pokazał, że tak poukładany zespół z Oakland może przetrwać cały regular season na zaciągniętym hamulcu ręcznym, bo i tak dopiero w Playoffs pokażą jaka siła drzemie w tej drużynie. Dopiero w PO rzucają na szale wszystkie siły. To co jest po drodze nie stanowi dla nich już tak wielkiej motywacji. Na Wschodzie widać było, że Lebron już żegna się z tą organizacją, aczkolwiek jego ambicja i pasja do zwyciężania nie pozwolą w pełni odpuścić sezonu. Nie wymuszał kolejnych transferów, nie komentował problemów z zatrudnieniem GM. Chciał chyba dobrnąć do końca tej podróży z Cavaliers.

Minął rok, minął okres podpisywania najbardziej wartościowych wolnych agentów. Czy wątpliwości dot. lata 2018 pokrywają si ze swoimi zeszłorocznymi?? O ile na Zachodzie bez zmian… to na Wschodzie zmiany… zmiany… zmiany…

„Odszedł król, niech żyje król” 

Lebron od początku swojego przyjścia do ligi był jej niepisanym liderem (następcą Jordana, Bryanta, O’Neila), a od przejścia do Miami stał się jego realnym królem – Królem Jamesem. Osoba taka niejako stabilizuje cały system. Jest jej centralnym punktem, gwarantem odpowiednio wysokiego poziomu i odnośnikiem dla słabszych goniących go drużyn.

Odchodząc na Zachód kierował się ewidentnie swoimi własnymi interesami marketingowymi. Zostawił po sobie oprócz rozsypanych Cavaliers, również puste miejsce. Nie ma już w Konferencji Wschodniej drużyny kierowanej przez niego, nie ma już Lebrona. To, że Kawalerzyści w ostatnich dwóch sezonach oddawali prym w bitwie o rozstawienie z pierwszym numerem w Playoffs nie świadczył, że są oni słabsi od Bostonu czy Toronto. Po prostu pierwsze miesiące walki o pierścienie nie były przez nich traktowane jako priorytet. I właśnie fakt, że Król James nie będzie prowadził gry żadnego z klubów Konferencji Wschodniej jest dla mnie powodem do wielkiej ekscytacji i oczekiwań względem sezonu 2018/2019. 

Nie trudno wskazać 3-4 drużyny, które będą się liczyły w walce o pierwszy od lat finał NBA. Karuzela transferowa na Wschodzie raczej nie zaburzyła hierarchii z ostatnich lat. Wszyscy wskazują jako faworytów konferencji Boston Celtics, Philadelphię 76-ers, Toronto Raptors oraz Washington Wizards. Ja osobiście dodaje do tego grona Detroit Pistons. Nie widzę za to miejsca w czołowej czwórce Wschodu dla prowadzonych przez Antetokounmpo Bucks.

Jedna lokomotywa nie jest w stanie wywindować aż tak wysoko przeciętnej drużyny. Piszę przeciętnej, bo ciężko za poważnego lidera uznać Bledsoe… dla mnie to humorzasty gwiazdor, który nie poszedł ze swoją karierę w odpowiednią stronę.

Brogdon, Middleton są zawodnikami drugiego albo i trzeciego rzędu. Mogą zagrać świetne mecze, ale połączone z mocno przeciętnymi. Po prostu mnie nie przekonują.

Osamotniony Antek pewnie zapewni miejsce w Playoffs z uwagi na mizerie drugiego rzędu drużyn tej konferencji… 

Dużo większą nadzieje pokładam w Detroit Pistons… od wielu lat wiadomo, że najlepszą gwarancją osiągania dobrych wyników drużyny jest posiadanie Wielkiej Trójki. Trio Griffin – Jackson – Drummond daje nadzieje dla kibiców drużyny z Mo-Town na wysoką pozycję przed PO. Trochę martwi brak głębi składu, ale i tak jakoś niezwykle optymistycznie patrzę na tę organizację w przyszłym sezonie. Griffin ma bardzo wiele do udowodnienia, po tym jak pozbyli się go Clippers w dosyć ciekawej lutowej wymianie (zamieszani tam byli jeszcze m.in. A. Bradley i T. Harris).

Nabrałem do niego pewnej rodzaju sympatii po tym jak pobił się z jednym z członków sztabu Clippers. Było to głupie i nieodpowiedzialne, ale w plastikowej i żenująco poprawnej politycznie lidze coraz bardziej brakuje takich chłopaków z „fantazją”. Będę mocno trzymał kciuki za ich ruchy transferowe wzmacniające przede wszystkim ławkę. Drummond i Jackson to kolejne osoby, które mogą chcieć coś udowodnić w nadchodzącym sezonie.

Pingwin po tym jak został pominięty przy ostatnich nominacjach do meczu All-Star w Los Angeles (ostatecznie trafił tam wskutek kontuzji Johna Wall’a), nie krył swojego rozgoryczenia. Świetne podkoszowe statystyki wykręcane przez tego centra powinny pozwolić mu na zdominowanie (wraz z Griffinem) wszystkich innych drużyn tej konferencji. Za kierowanie tym mechanizmem odpowiedzialny będzie rozgrywający Reggie Jackson.

Zawodnik ten nie jest wybitnym asystentem, aczkolwiek nowy system z dwoma wieżami może poskutkować zwiększeniem jego osiągów. Tłoki z ławki wspierani będą przez grupę kilku solidnych weteranów: Jameera Nelsona, Zazę Pachulia, Ish Smitha.   

Draft 2018 nie obfitował dla Detroit niestety w jakieś wysokie picki. Pozyskali z numerem 38 Khyri Thomasa z przeciętnej uczelni Creighton (jej absolwentem jest m.in. Kyle Korver) i z 42 Bruce’a Browna z Uniwersytetu Miami, którego największą chlubą jest drużyna futbolowa (pięciokrotny mistrz kraju – ostatnio w 2001 roku). Wybory z tak dalekimi numerami zawsze obarczone są dużym ryzykiem i nie dają pewności na jakość jaką wniesie do drużyny dany zawodnik (oczywiście jest wiele wyjątków, ale one tylko potwierdzają tę regułę). Przed każdym sezonem wybieram drużynę, której przyglądam się bliżej i której kibicuje w dojściu jak najdalej w ligowej drabince. Tak było z Oklahomą, która ostatni rok była prowadzona przez duet Westbrook-Durant, tak było z Philadelphią rok temu i tak będzie z Tłokami w sezonie 2018 / 2019. Niech rosną w siłę i zdobywają Wschód. Przy dobrym układzie PO, zdrowiu liderów i wzmocnieniu ławki, to może być nawet finał konferencji. 

Czego oczekuję po konfrontacji o pierwsze miejsce na Wschodzie, poza ewentualną niespodzianką ze strony Pistons?? Przede wszystkim eksplozji talentu drużyny z miasta braterskiej miłości. Philadelphia 76-ers ma potencjał, ma liderów w formacie All-Star oraz zadaniowców. Ma najlepsze chyba w lidze połączenie debiutantów z weteranami. Ma wszystko, żeby w tym sezonie powalczyć z Celtics o prym na Wschodzie. I na tę rywalizację oczekuję z największym zapałem. Doczekałem chwili, kiedy zespoły będą walczyły o realne zwycięstwo w konferencji, a nie tylko oczekują kiedy Lebron ze swoją świtą wrzucą odpowiedni bieg. Te dwie ekipy i ich liderzy mają najwięcej do udowodnienia w nowym sezonie.

Czy ego Embiida i przytłaczająca pewność siebie pozwoli zbudować team, który ramię w ramię dotrze do wielkiego finału? Scenariusze są trzy: albo udźwignie ten ciężar i stanie się wielki, albo nie udźwignie i będzie musiał poważnie zastanowić się nad wartością jaką wnosi do drużyny, trzeci scenariusz obejmuje niepowodzenie związane z jakąś kontuzją. Nie mniej jednak będzie miał wspaniałych towarzyszy w tej walce…

Ben Simmons jeżeli zaliczy kolejny rok postępu, to bez wątpienia stanie się jednym z najbardziej gorących nazwisk w przekroju kolejnych sezonów. Jego pojedynki z Tatumem będą na pewno dodatkowym smaczkiem walki o zdobycie Wschodu i tytuł „Księcia Konferencji Wschodniej”.

Wszechstronność Simmonsa połączone z jego dojrzałością i jakością organizacji w jakiej się znalazł muszą być determinantem jego dalszego rozwoju. Niech tylko kontuzje go omijają, a może stać się etatowym All-Starem na wiele kolejnych lat.

Trójcę uzupełni Robert Covington… trochę mniej doceniany niż dwóch wymienionych wcześniej teammates, ale ich świetne uzupełnienie. Potrafi posłać celne trójki w najbardziej oczekiwanych momentach meczu. W Philadeplhii mamy tutaj połączenie młodości i doświadczenia. Simmons rocznik 1996; Embiid 1994; a do tego mamy jeszcze nie rozpoznanego i nie zweryfikowanego w warunkach NBA, wracającego po kontuzji Markella Fultza (1998).

A jeżeli mowa o weteranach no to warto zacząć od 34-letniego J.J. Reddicka – świetny poprzedni sezon, naprawdę widać było wolę walki i wiele cennych trójek, które są jego najgroźniejszą bronią. Mamy w drużynie kilku zawodników, dla których będzie to co najmniej 11 sezon. Dario Saric, Jerryd Bayless, Wilson Chandler, Amir Johnson nie są to nazwiska anonimowe i w dobrze poukładanym zespole wniosą na pewno dużo jakości. Trzymam kciuki za zdrowie trzonu drużyny, a wtedy droga do finału ligi okraszona będzie wieloma wielkimi meczami i zwycięstwami. 

Drużyna, która będzie miała podobne aspiracje do 76-ers to bez wątpienia Celtics. Po spektakularnym i zaskakującym poprzednim sezonie, wszyscy kibice z nadzieją patrzą na poprawiający się stan zdrowia liderów drużyny. Młode wilki, które w sezonie 17/18 dokonywały rzeczy wręcz nieprawdopodobnych, mają zostać wzmocnieni o dwa solidne filary. O ile rok temu nikt nie oczekiwał od Browna czy Tatuma wielkich rzeczy i mogli grać na świeżości i względnym luzie, to teraz wszystkie oczy również liderów konferencji zachodniej zwrócone będą na Boston. 

Rok temu wskutek nieprzewidzianych problemów zespół nie musiał nic udowadniać… teraz będą do tego ze wszech miar zobowiązani. Jestem niemiernie ciekaw jak C’s zagrają z pełni zdrową ławką. Szczególnie moje wątpliwości budzi to, czy Jaylen Brown będzie w stanie utrzymać taką produktywność swojej gry przy zmniejszonej ilości minut. Bo na taki scenariusz musi być przygotowany przy wracającym do zdrowia Haywardzie.

Ilość jego minut może być też uzależniona czy Boston pójdzie w kierunku small-ball czy ewentualnie Horford będzie na boisku razem z Baynesem. Wielką zagadką będzie forma Haywarda po straconym całym poprzednim sezonie. Jest to wróżenie z fusów, ale trzymam kciuki, żeby wrócił w formie jaką prezentował w Utah. To tylko podniesie poziom rywalizacji na Wschodzie.

Całością dowodzić będzie oczywiście Kyrie Irving, który najpierw uciekł z Cavs, żeby móc w pełni pokazać swoją wartość jako lider drużyny. Teraz będzie mógł udowodnić jeszcze więcej, w sytuacji kiedy Konferencję Wschodnią opuścił Król James. Jest to jedna z tych postaci (oprócz Embiid’a), które wg mnie w przyszłym sezonie będą miały najwięcej do udowodnienia.

Prowadząc grę zespołu składającego się z tak wyśmienitych zawodników, Finał ligi staje się obowiązkiem. Irving potrafił przejmować odpowiedzialność za mecze nawet w towarzystwie Lebrona (finały z GSW 2016). W kilku meczach to on oddawał najważniejsze rzuty i co ważniejsze trafiał.

Ciężko wymienić słabe punkty Bostonu. Mają kilku zawodników formatu All-Star bez wybujałego ego. W teorii ten projekt nie ma prawa się nie udać. Irving, Hayward, Horford, Tatum, Brown… może zakręcić się w głowie. To będzie fenomenalna batalia.

Mógłbym opisywać kolejne drużyny aczkolwiek artykuł ten nie miał być analizą konferencji, a tylko wykazaniem punktów, na które czekam najbardziej i które sprawiają, że po raz pierwszy od dwóch lat z niecierpliwością czekam aż off-seasson dobiegnie końca. Nie wspomnę teraz o Wizards i Raptors, ponieważ oba zespoły złamały mi serce oddając Gortata i DeRozana. 

Oczekując na pierwszy dzień rozgrywek zabieram się za „smaczki” Konferencji Zachodniej, ale to już inna historia…

Piter Korzepski