Jest 8 maja 1997 roku. Chicago Bulls właśnie niespodziewanie przegrali mecz na własnym parkiecie w ramach półfinału play-offs Konferencji Wschodniej z Atlantą Hawks. Phil Jackson decyduje się działać natychmiast: zwiększa rolę rezerwowego Briana Williamsa. Chciał to zrobić już znacznie wcześniej, jeszcze pod koniec napiętego kalendarza sezonu zasadniczego, jednak brakowało wówczas czasu na praktykę. Teraz też go nie miał, ale stawka była zdecydowanie większa. Ponieważ trzeci mecz rozgrywano zaledwie dwa dni później, przekazanie rozwiązań taktycznych musiało nastąpić w samolocie. Podczas lotu do Atlanty. Tylko najwięksi decydują się na taki krok, tylko najinteligentniejsi gracze są w stanie wprowadzić teorię w życie. To było coś jak nauczyć się latać samolotem po rozmowie z pilotem. Williams przeszedł metamorfozę. W nadchodzącym spotkaniu zdobył 14 punktów, a w ostatecznie kończącym serię 4-1 zanotował double-double z 12 punktami i 10 zbiórkami. Tak rodzą się sportowe legendy. Nikt jednak nie mógł przypuszczać, że za trochę ponad 5 lat, piękna rzeczywistość zamieni się w koszmar przy rajskiej wyspie.
ZA DUŻO SIĘ STAŁO, ŻEBY UDAWAĆ
Po epizodzie w Chicago zdecydował się przejść do Detroit Pistons. Zaskoczył wszystkich decyzją po roku grania, że rezygnuje z reszty kontraktu opiewającego na 36,45 milionów dolarów, by wreszcie żyć w zgodzie ze sobą. Każdy, kto go znał, doskonale wiedział, jak bardzo jest wrażliwym człowiekiem, jak jego natura nie pasuje do realiów NBA, chociaż dzięki nadprzeciętnej inteligencji potrafił się odnaleźć w świecie nastawionym na agresywną fizyczność, zmieszaną z podwórkowymi pyskówkami. Mówimy o latach 90., latach Rodmana, gdzie walenie łokciem po głowie, przepychanie, a przede wszystkim chodzenie na czołówki przy wsadach były na porządku dziennym. Zmienił imię i nazwisko na Bisona Dele, by uczcić rdzenną ludność indiańską (Czirokezi) oraz Afrykanów zamieszkujących tutejsze tereny, chociaż po prawdzie przecenia się tę decyzję. Był to jedynie skutek wcześniejszych przeżyć, wypadkowa niekoniecznie pozytywnych doświadczeń, właściwie mających wpływ na ukształtowanie jego specyficznego charakteru, o których należy wspomnieć, by w pełni zrozumieć, dlaczego zdecydował się na zakup katamaranu Hakuna Matata za 600 tysięcy dolarów (z języka suahili oznaczającego „Nie ma problemu”) i przygotowanie go za kolejnych 16 kawałków, by raz na zawsze zerwać z NBA i móc komfortowo podróżować po świecie z DVD na pokładzie i konsolą Play Station 2.
Rodzice Briana (będę nazywał go dalej Bisonem, żeby zachować jakikolwiek porządek, chociaż zrobił to dopiero w 1998 roku) Patricia Phillips i Eugene Williams Jr pobrali się, gdy jego matka miała zaledwie 17 lat. Ojciec był artystą z o pseudonimie „Geno”, śpiewającym dla grupy The Platters. Eugene nie znosił podróżować, Patricia nienawidziła związanych z tym tajemnic, a jednocześnie prezentowała ekscentryczny tryb życia, który przekazała synom. Nauczyła ich jak wykradać owoce z sadów i uciekać przed psami, by ich nie dopadły.
Bison razem z bratem Dabordem spędzili rok w Nevadzie pod opieką ojca. Do Kalifornii wrócił tylko Bison. U Daborda zostaje wykryta astma, która grzebie jego jakiekolwiek marzenia o sportowej karierze, więc postanawia zostać i pójść tam do college’u, gdzie ma naprawdę dobre wyniki. Małżeństwo nie wytrzymuje jednak próby czasu. Patricia opuszcza rodzinne Fresno razem z synami, by przenieść się do Santa Monica, gdzie ponownie wychodzi za mąż. Mniej więcej w tym okresie należy upatrywać zaczynu przyszłych problemów. Bison był typem atlety, los obdarzył go bardzo dobrymi warunkami fizycznymi, co z pewnością budziło zazdrość Daborda w kontekście przyszłych losów Bisona w NBA. Przejście pod opiekę ojczyma, będącego zwolennikiem bardzo surowego wychowania, jest krytycznym momentem w życiu obu chłopaków. Jeśli wierzyć Chrisowi Ballardowi, autorowi artykułu Lost Soul, opublikowanego na łamach Sports Illustrated, to coś wtedy się stało. Nigdy nie potrafili tego przezwyciężyć, obaj bowiem mieli za sobą nieudane próby samobójcze, a u Daborda doszły jeszcze problemy z alkoholem. Najprawdopodobniej wypracowany przez Bisona styl życia oparty na podróżowaniu miał być ucieczką, formą na wymazanie z pamięci fatalnych wspomnień z dzieciństwa. Musiały mu one wyjątkowo dokuczać, bo nie każdy decyduje się na podróż do kraju ogarniętego wojną domową. W 1989 roku poleciał do Bejrutu, chociaż Departament Stanu wyraźnie odradzał podobne podróże. Chris Bullard informuje dalej o pogoni za bykami w Pampelunie, cenieniu wyjątkowej twórczości Wyntona Marsalisa i Milesa Davisa. Cokolwiek jeszcze dodamy na temat poezji czy filmów, przed naszymi oczami staje 211 centymetrowy gigant z głębokimi ranami na psychice, uwrażliwiony na wartości duchowe, a jednocześnie mający dodać swoje pięć groszy w najlepszej koszykarskiej lidze świata, chociaż nie do końca tego pragnął.
W roku 1991, kiedy to już został wybrany w drafcie przez Orlando Magic, ale jest to dla nas wątek poboczny – dla samego Bisona Dele również – poznaje Patricka Byrne’a, syna magnata Johna J. Byrne’a, wieloletniego prezesa firmy ubezpieczeniowej GEICO. Poznani przez Ahmada El Hosseiniego, ich wspólnego znajomego, będącego swoją drogą synem byłego premiera Libanu, odnaleźli w sobie bratnie dusze. Bison zmienił postrzeganie rzeczywistości, zaczął zastanawiać się nad sensem życia i jego istotą, gdy obserwował Patricka zmagającego się z rakiem jądra, niemającego zbytnio czasu na siedzenie z założonymi rękoma. Jego przyjaciel przemierzał kraj na rowerze, by zbierać pieniądze na walkę z rakiem dla Instytutu Dana Farber Cancer, jednocześnie szkolił się w brazylijskim jujitsu, uzyskał czarny pas w taekwondo, zdobył doktora filozofii na uniwersytecie w Stanford. (Później mu trochę odbije palma, mówiąc, że najazd kosmitów będzie można powstrzymać tylko bitcoinem).
Dwóch gości, każdy na swój sposób poraniony. Nie mieli tlenu do oddychania, a chcieli żyć. Tak bardzo chcieli cieszyć się życiem. Prawdopodobnie tylko globtroter jest w stanie zrozumieć pełnię radości, jakiej wówczas doświadczał Bison Dele, gdy podróżował na rowerze z Salt Lake City do Phoenix, przez ostatnie 50 mil z 663 milowej podróży bez dostępu do kropli wody. Ostatnio do polskich kin wszedł film „Najlepszy” opisujący historię legnickiego narkomana Jerzego Górskiego, który wygrywa w 1997 roku podwójny triatlon. Bison miał coś z Górskiego. Demony opętały go, a on musiał z nimi walczyć, by wyrwać się z ich macek. NBA tego nie dawała, żadne pieniądze nie pozwalały mu na to. Pełnię życia poczuł dopiero na katamaranie. Był wolny jak ptak, z wszechogarniającą oceaniczną pustką, z tubylczymi wysepkami lub praktycznie niezamieszkanymi.